W piątek toruńscy posłowie z mównicy sejmowej oczerniali Bydgoszcz. Próbowano zbudować opinie, że bydgoszczanie są jakimiś imperialistami, którzy chcą za wszelką cenę zaszkodzić Toruniowi. Zatem jeżeli Sejm by nie narzucił metropolii bydgosko-toruńskiej, to Bydgoszcz zrobi wszystko, aby Toruń nie znalazł się w związku metropolitarnym. Jak to się jednak ma do tego co robi marszałek Piotr Całbecki i Urząd Marszałkowski w Toruniu?
Za kilka godzin na sejmiku toczona będzie dyskusja dotycząca Kujawsko-Pomorskiego Planu Spójności Komunikacyjnej Drogowej i Kolejowej. Ten dokument jak już wielokrotnie podkreślałem będzie wstępną selekcją inwestycji kolejowych, które będą miały szansę na dofinansowanie z Regionalnego Programu Operacyjnego. Urząd Marszałkowski w Toruniu uznał, że warte dofinansowania będą właściwie tylko projekty położone po wschodniej stronie Wisły, obok Torunia i Grudziądza. Oczekiwania kierowane przez bydgoski samorząd zostały zlekceważone, a bydgoskich urzędników nie dopuszczono nawet do prac nad tym dokumentem. Czy tak wyglądać powinna partnerska współpraca? Tego typu przykładów można by wymieniać więcej, chociażby kwestię przyjętego przed rokiem tzw. planu transportowego.
Przy takiej wręcz agresywnej polityce toruńskich polityków, bydgoszczanie mają opory wobec tworzenia wspólnej metropolii. Skoro w samorządzie wojewódzkim nie ma partnerstwa, to tak samo może być w związku metropolitarnym. I tutaj mamy odpowiedź na zadane pytanie – dlaczego Toruń chce nas przymusić ustawowo? Bez takiego ustawowego zapisu, Toruń będzie musiał mimo wszystko doprowadzić do partnerskich stosunków, gdyż inaczej ma duże szanse znaleźć się poza metropolią.