O silną Bydgoszcz pójśc pod wieloma sztandarami



Fot: Bartosz Bieliński

Budowanie silnej pozycji Bydgoszczy wymagać będzie współdziałania wszystkich sił politycznych, co na spolaryzowanej w 2007 roku polskiej scenie politycznej może wydawać się trudne. Nie chodzi jednak, aby w każdej sprawie mówić ponad podziałami jednym głosem, ale przede wszystkim na tym, aby kierownicy w poszczególnych strukturach zrozumieli interes Bydgoszczy.

W doskonałym tekście na łamach ,,Nowej Konfederacji” Rafał Matyja wyjaśnia słabość dzisiejszych elit w Polsce, które za swój obowiązek uważają albo ,,chronić Polskę przed Kaczyńskim”, albo ,,dawać świadectwo prawdzie o nikczemności rządów Tuska i PO”. Ten patologiczny element życia politycznego, w coraz większym stopniu jest przeszczepiany na grunt bydgoski.

 

Naturalne jest dla mnie, że w wielu sprawach na sali sesyjnej Rady Miasta pełnej zgody nie będzie. PO i PiS raczej nie będą mówić jednym głosem na temat prywatyzacji KPEC-u, czy ustalenia taryf i ulg w komunikacji publicznej. Związane jest to z zupełnie innym podejściem do doktryn gospodarczych, a takie spory są w każdej demokracji potrzebne. Gorzej, gdy działalność dużej części radnych z danego środowiska ma na celu robienie szumu przed zbliżającymi się na jesień wyborami parlamentarnymi. Nie jest bowiem tajemnicą, że niektórzy radni PiS mają ambicję parlamentarne.

 

Oczywiście jedyną przyczyną zamknięcia się opozycji na działania budujące pozycje Bydgoszczy nie jest tylko brak woli działania w tym kierunku, ale także konsekwentna od wielu lat postawa prezydenta Rafała Bruskiego, który przekonany o swoim geniuszu nie potrafi słuchać zarówno organizacji społecznych, jak i też opozycji. Nawet jeżeli radni PiS włożyli większy wysiłek i wytworzyli koncepcje np. usprawniającą życie obywateli w Bydgoskim Obszarze Funkcjonalnym, to zapewne pomysł ten byłby na przegranej pozycji tylko dlatego, że nie wywodzi się z PO. Ta zła praktyka dość dobrze widoczna jest w Sejmie, gdzie projekty składane przez opozycje trafią do kosza, a gdy są naprawdę dobre, to po jakimś czasie inicjatywy podobnej treści zgłaszają parlamentarzyści koalicji rządzącej.

 

Taka polityka jest błędna, gdyż w rezultacie nie wykorzystujemy dużego potencjału, który mógłby na pozycję pozytywnie wpłynąć. Z jednej strony nie wszystko da się załatwić oficjalnymi kanałami ratusza, z drugiej zaś frakcja PO do której zalicza się prezydent Bruski ma ograniczone kontakty. SLD ma dość silne struktury w powiecie nakielskim, które są obecne w tamtejszych samorządach, choć po ostatnich wyborach samorządowych dużo słabsze niż było to jeszcze kilka miesięcy temu. PiS natomiast mogłoby pomóc w przekonywaniu samorządowców z powiatu inowrocławskiego, gdyż w niektórych gminach ta partia wypadła bardzo dobrze. Dzisiaj niestety na południu znacznie silniej oddziałuje na tamtejszych samorządowców Toruń niż Bydgoszcz, choć wydawać by się mogło, że powiatowi inowrocławskiemu funkcjonalnie bliżej do grodu Kazimierza Wielkiego.

 

Politykę tzw. Ziemi Bydgoskiej powinniśmy jednak realizować także i poza granicami kujawsko-pomorskiego – w Wielkopolsce czy w powiecie chojnickim i człuchowskim. Tutaj wręcz nieocenione mogą okazać się kontakty bydgoskich struktur PiS i SLD.

 

Mój wywód wskazuje, że dużo jest przed nami do zrobienia, ale przede wszystkim do przemyślenia przez lokalnych kierowników życia politycznego. Nie chciałbym jednak, aby rozdźwięk był negatywny, gdyż mimo wszystko zdarzają się momenty, gdy daje się mimo różnic zabiegać o wspólny interes. Powiem więcej, gdy przedstawiciele poszczególnych organizacji politycznych rozumieją się bez słów. Takim przykładem jest na pewno nieudana próba zbudowania koalicji na rzecz marszałka z Bydgoszczy. Z wiadomych racji nie wypadało się w taką inicjatywę angażować bezpośrednio bydgoskim działaczom PO, ale kluczową rolę próbowali tutaj odegrać przedstawiciele opozycji wybrani z okręgu bydgoskiego z Romanem Jasiakiewiczem na czele. Sprawa okazała się przegrana, ale to już z racji postawy PSL.

 

Wart wskazania jest także przykład posła Piotr Króla, który jako radny pewnie dużo nerwów napsuł prezydentowi Bruskiem. Po objęciu mandatu parlamentarzysty od wewnątrz miejskich sporów, jak wynika z moich obserwacji, praktycznie się odciął. Jego działania w Komisji Infrastruktury natomiast są nieocenione dla bydgoskiej sprawy.

 


Publikacja ukazała się po raz pierwszy na portalu PopieramBydgoszcz.pl