Rewolucja ekonomiczna dzieje się na naszych oczach



Fot: Bartosz Bieliński

Za kilka dni protestować zamierzają pracownicy szpitala uniwersyteckiego im. Antoniego Jurasza w Bydgoszczy. Zapewne opinia publiczna odbierze to jako kolejny fakt medialny, który będzie musiał zostać szybko zapomniany, gdy pojawią się kolejne tematy. Udział w tym procederze Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, sprawia, że dużym błędem będzie przejście wokół tej sprawy bez większej refleksji oraz reakcji.

 Brytyjski profesor ekonomi Guy Standing znany jest przede wszystkim jako twórca pojęcia ,,prekariatu”. Dokładniej chodzi o nową klasę społeczną reprezentowaną przez prekariuszy. W pewnym sensie nawiązać można tutaj do znanych z ideologii Marksa i socjalizmu proletariuszy, ale pomiędzy tymi klasami jest duża różnica.

 

Podstawowa tyczy się stabilności i bezpieczeństwa zatrudnienia. W przypadku proletariuszy, mimo że praca bywała ciężka, to funkcjonował element bezpieczeństwa zatrudnienia, do tego dochodziły różnego rodzaju nagrody niepieniężne, chociażby w postaci świadczeń socjalnych. Prekariusz na to dzisiaj liczyć nie może, a jego byt charakteryzuje chroniczna niepewność. Do tego w trudnej sytuacji (chociażby utraty pracy z powodu choroby) prekariusz zbytnio nie może liczyć na pomoc państwa, gdy proletariusz znajdował się w znacznie lepszym położeniu w takich wypadkach.

 

Patrząc na Europę i Polskę, to jesteśmy świadkami pewnej rewolucji ekonomicznej. Spada liczebność proletariatu na rzecz rozrostu prekariatu. Głównie tę gorzej usytuowaną grupę społeczną stanowią młodzi ludzie, często z wykształceniem wyższym.

 

W ostatnim czasie w Polsce zauważam jednak kolejny etap tej rewolucji. Okazuje się bowiem, że administracja państwowa i samorządowa, sprzyja niekorzystnym zmianom na rynku pracy. Traktowanie kryterium ceny jako najważniejszego przy przetargach publicznych sprawia, że przedsiębiorca chcąc wygrać zlecenie, nie może sobie pozwolić na zatrudnianie z pełnym pakietem świadczeń, ale pozostają mu umowy cywilno-prawne, czyli rozszerzanie zjawiska prekariatu. Ten problem podnosili przedsiębiorcy, co doprowadziło do podjęcia w parlamencie pewnych inicjatyw uchwałodawczych, które miały umożliwić stosowanie nie tylko kryteriów ceny. Te działania jednak nic nie zmieniły, gdyż nadal administracja państwowa i samorządy stosują głównie kryterium ceny. Same ustawy na szczeblu krajowym nie wystarczą, dopóki nie zmieni się świadomość urzędników.

 

Przykładem złych praktyk są chociażby rozstrzygnięcia przetargów na świadczenie usług pocztowych dla Ministerstwa Sprawiedliwości oraz innych instytucji państwowych. Prawnicy narzekają na jakość świadczonych obecnie usług (dłuższy czas dostarczania przesyłek, nie zawsze terminowy, znacznie utrudnia prowadzenie wielu postępowań), zaś Poczta Polska przyznaje, że nie jest w stanie uczciwie konkurować z prywatną konkurencją dalej zatrudniając swoich pracowników na umowy o pracę.

 

Wracając jednak do Bydgoszczy i szpitala im. Jurasza. Jesteśmy świadkami klasycznego przykładu szukania oszczędności kosztem praw pracowników. Osoby obecnie zatrudniane głównie o umowy o pracę, będą zmuszone pracować dla prywatnego podmiotu, który będzie czerpał zysk dzięki temu, że pracownicy zatrudnieni już na umowach cywilno-prawnych zasilą prekariat i dodatkowo zarabiać będą wręcz według uwłaczających stawek – ok. 4 zł godzina. Rzecz tym bardziej oburzająca, że dzieje się to przy przyzwoleniu rektora i Senatu Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, czyli organu prowadzącego szpital. Od uniwersytetu powinniśmy się spodziewać działania zupełnie innego, wspierania tworzenia prawa, które zwalczałoby wyżej opisane patologie na rynku pracy. Niestety jesteśmy świadkami, gdy UMK sam daje zły przykład i wysyła na rynek pracy sygnał, dający przyzwolenie na tego typu praktyki.