Poniedziałkowy protest rolników w Bydgoszczy przebiegał w miarę spokojnie, choć przez godzinę fragment drogi krajowej nr 10 był praktycznie nieprzejezdny. Doszło do spotkania z wojewodą Ewą Mes, która wyraziła zrozumienie dla argumentów protestujących, ale nie była wstanie im pomóc. Stąd też protest ten nie przyniósł większego skutku.
Główny problem zdaniem rolników w chwili obecnej to zakażone Afrykańskim Pomorem Świń dziki. W ich opinii wymaga to natychmiastowych działań państwa, gdyż w przeciwnym wypadku mogą one przynieść do kujawsko-pomorskiego chorobę zagrażającą hodowli świń, co oznaczałoby bardzo duże straty dla gospodarzy. W tej sprawie nie podjęto działań z powodu braku zgody Unii Europejskiej, choć jak twierdzą rolnicy już Niemcy zagrożone dziki wybili. Drugim poruszanym problemem była kwestia obrotu ziemi przez obcokrajowców i dziurawe prawo polskie, które jest niekorzystne dla gospodarstw rodzinnych.
Protest bez incydentów
O godzinie 11:00 pod stacją benzynową zjawiło się około 50 ciągników rolniczych, na miejscu byli także policjanci. Przewodniczący zgromadzenia Marian Zubik poinformował, że prezydent Rafał Bruski nie wyraził zgody na protest w Bydgoszczy, dlatego rolnicy odwołali się do wojewody. Ta nie dostarczyła na piśmie odpowiedzi, stąd też w jego opinii protest będzie legalny. Zarządził on następnie głosowanie, w którym przez aklamację zebrani zdecydowali o ruszeniu do Bydgoszczy.
Po wjechaniu na teren miasta kolumna ciągników zatrzymała się przy znaku zakazującym wjazdu ciągnikom do miasta, co praktycznie zablokowało ruch na jednej nitce drogi krajowej nr 10. Znak ten był świeżo ustawiony, co spotkało się z żywą reakcją części rolników. Pojawiły się postulaty, aby zablokować całe skrzyżowanie w Pawłówku. Policja zaproponowała zaparkowanie ciągników na oddalonej o kilkaset metrów stacji benzynowej. Z tamtego miejsca protestujący udali się samochodami osobowymi do Urzędu Wojewódzkiego, gdzie w sali konferencyjnej przyjęła ich wojewoda Ewa Mes.
–W was jest mądrość – zwróciła się do protestujących wojewoda Ewa Mes – Wy wszyscy jesteście praktykami. Zderzenie tego z teorią pokazuje co jest może złe w ustanowionych rozporządzeniach, stąd z wielką powagą wsłuchujemy się w problemy przedstawione. Nie zgodzę się jednak z tym, że nie są one brane pod uwagę. Pewnych rzeczy z dnia na dzień nie wprowadzimy.
{youtube}bFQ9Lw0lAnc{/youtube}
– Forma protestu w każdym czasie jest nam potrzebna jeżeli uznajemy, że w złym kierunku idą działania – oceniła wojewoda Ewa Mes – Moja obecność w Ministerstwie Rolnictwa pokazała zainteresowanie i ministrowie przychylili się do wielu sugestii z Pomorza i Kujaw.
Wojewoda o wizycie rolników poinformowała Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, gdzie dzisiaj prowadzone były rozmowy w sprawie m.in. postulatów z naszego województwa. Nie przyniosły one jednak żadnych ustaleń, stąd też rolnicy do domów rozjechali się bez żadnych satysfakcjonujących ich ustaleń. Najprawdopodobniej będą podejmowane w naszym regionie kolejne akcje protestacyjne.
{gallery}stories/2015/2/rolnicy1{/gallery}
– Urzędnicy nie służą Polsce, ale sobie. Układy kadrowe i personalne – mówił w sali konferencyjnej Urzędu Wojewódzkiego były poseł Wojciech Mojzesowicz. W jego opinii za czasów rządów, gdy był wiceministrem to w rolnictwie pracowało o 200 urzędników za dużo – Nie zdążyliśmy sobie z tym poradzić – ubolewał. Dzisiaj w opinii Mojzesowicza będzie to około 700 urzędników za dużo.
Prawo do protestu
W czasie spotkania z wojewodą część rolników nie czuła oburzenia faktem, że zabroniono im protestu. Nie kryto oburzenia postawieniem także z dnia na dzień kilku znaków o zakazie wjazdu ciągników do miasta (do tej pory zakaz ten obowiązywał tylko w wyznaczonych godzinach).