Czy te słowa były potrzebne? (analiza)



Kryzys w bydgoskim samorządzie się pogłębia o czym świadczy chociażby list otwarty, który wystosował do bydgoskich radnych Roman Jasiakiewicz. Również do takiego stwierdzenia przekonuje mnie rozmowa z przewodniczącym RM Zbigniewem Sobocińskim, który mówił wprost, iż atmosfera podczas obrad jest zła. Część radnych winni za obecny stan rzeczy jego, choć błędem będzie szukanie jednego kozła ofiarnego, gdy postawa wielu radnych może budzić wątpliwości.

 

Od jesieni 2014 roku mamy dość młody samorząd. W Radzie Miasta zasiadło wielu przedstawicieli młodego pokolenia. Mieliśmy nadzieje, że wniosą oni nowy powiew, ale również obawę z powodu ich małego doświadczenia. Można zauważyć, że brak doświadczenia samorządowego jest widoczny, gdyż są radni, którzy nie są wstanie nic wnieść, choć nie można się tutaj opierać się tylko i wyłącznie miarą presji.

 

Kryzys na dobre rozpoczął się przed miesiącem, gdy procedowano dość kontrowersyjny projekt stanowiska, aby Bydgoszcz opowiedziała się w sprawie konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego. Wówczas radny Maciej Zegarski zaproponował wniosek, aby nawet nie odbywać debaty i od razu głosować. Dzisiaj trzeba powiedzieć wprost, że był to ,,idiotyczny” wniosek, przeczący regułom demokracji. Zadziwiające stało się jednak to, iż zyskał on poparcie radnych koalicji. Po tym radni opozycji wyszli z sali, co mocno zaogniło nie łatwe już relacje w Radzie Miasta. Muszę wyrazić ubolewanie, że koalicja nie po raz pierwszy zachowała się w sposób ,,idiotyczny”. Podobnie było w ubiegłym roku, gdy radni zagłosowali wbrew statutowi miasta oraz ustawie, w kwestii skargi kierowanej do Rady Miasta przez przedstawiciela samorządu w Solcu Kujawskim. Wtedy też potrzebna była interwencja wojewody.

 

Ubolewam, że przez ostatni miesiąc nie było woli, aby ten konflikt załagodzić. Podjęto jakieś działania, ale skoro nie osiągnięto, w dość błahym problemie, kompromisu, to wysnuwam opinię, iż tak naprawdę nikomu na tym nie zależało. Doprowadziło to do tego, co widzieliśmy w środę. Można by o tej sesji rozpisywać się dużo, ale może właśnie kluczem do rozwiązania pata, będzie unikanie dywagacji nad każdą wypowiedzią. Chciałbym jednak zadać pytania retoryczne, czy te wypowiedzi były potrzebne:

-gdy radny PO Jakub Mikołajczak w ramach prezentacji sprawozdania prezydenta pokazywał slajdy ile kilometrów, w ramach zabawy rowerowej przejechali radni koalicji i opozycji. Na projektorze wyświetlone zostało logo Prawa i Sprawiedliwości przy którym pojawiła się cyfra ,,0”. Czy to takie ważne dla miasta jest, że radni PiS nie jeździli ostatnio na rowerach?

-w porządku obrad pojawił się również apel dotyczący incydentu pobicia studentów zza granicy. Sprawcy są dla nas tak naprawdę anonimowi, wiemy tylko w jakiej odzieży gustują, ale nie przeszkadzało to temu samego radnemu PO wysnuwać teorii, iż mogli uczestniczyć oni w marszach razem z rajcami PiS-u. Czy ta wypowiedź również była potrzebna?

 

Zauważam, że wielu radnych przychodzi na sesje, w celu walki politycznej z przeciwnikami, a nie po to, aby jak najlepiej służyć miastu. Brakuje tutaj cnoty męstwa obecnej w literaturze Cycerona, mierzonego w oparciu o poziom troski o dobro wspólne. Próba poszukania tej cnoty, byłaby dla bydgoskiego samorządu drogą do wybawienia.

 

Na koniec wyrażę tylko ubolewanie, iż tematy poruszone przez Romana Jasiakiewicza na początku sesji, które dotyczyły zagrożeń dla Bydgoszczy, które wywołuje polityka Zarządu Województwa, w ogóle nie zainteresowały radnych. Ważniejsza była liczba przejechanych na rowerze kilometrów.