Wicepremier Piotr Gliński w swoim oficjalnym piśmie dał do zrozumienia, iż raczej nie mamy co liczyć na wsparcie ze środków budżetu państwa dla budowy centrum festiwalowo-kongresowego na Placu Teatralnym, na potrzeby głównie festiwalu Camerimage. Informacja ta została przyjęta przez niektóre bydgoskie środowiska z pewnym rozczarowaniem.
Dyskusja o Placu Teatralnym prowadzona była przez właściwie kilka lat. Pamiętam jak podczas kampanii wyborczej w 2014 roku różni kandydaci przedstawiali swoje pomysły na zagospodarowanie tego miejsca. Wówczas liczono jeszcze, iż otrzymamy wysokie dofinansowanie z Unii Europejskiej. Kilka miesięcy później już prezydent Rafał Bruski musiał przyznać, iż UE tej inwestycji nie sfinansuje. Ratusz wówczas podjął decyzję o odłożeniu prac nad budową centrum festiwalowego.
Mijały tygodnie i podejmowano rozmowy z kolejnymi ministrami. Nie padły jednak żadne konkretne deklaracje poza wstępnym wyrażeniem zainteresowania. Domyślam się bowiem, że podobne potrzeby ministerstwu zgłaszają również inne miasta. Patrząc jednak wprawdzie w oczy robiliśmy sobie niepotrzebne nadzieje.
Osobiście uważam, że argument zatrzymania festiwalu Camerimage w Bydgoszczy był za słaby. Festiwal nie jest z naszym miastem bowiem w żaden sposób trwale związany, a w przeszłości był wielokrotnie przenoszony. Opieranie się o Camerimage to moim zdaniem po prostu za mało, aby otrzymać pieniądze z państwa. Gdybyśmy akcentowali głośniej inne zastosowania centrum które chcieliśmy zbudować, chociażby rozwoju naszej perełki jaką jest Akademia Muzyczna, to mielibyśmy dużo większe przebicie.
Zabiegając o centrum festiwalowo-kongresowe musimy zdawać sobie przecież również sprawę z kosztów jakie będzie ono niosło w przyszłości. To nie jest typowa inwestycja mająca w przyszłości przynosić zyski, ale patrząc wieloletnie, byłby to głównie koszt utrzymania.