Odejście od metropolii to skutki dla całego regionu

Fot: MSWiA

Na wdrożenie ustawy metropolitalnej w Polsce, niektóre samorządy, oczekiwały wiele lat, w szczególności ze Śląska. Gdy w 2010 roku minister w rządzie Donalda Tuska Elżbieta Bieńkowska kończyła pracę nad Koncepcją Przestrzennego Zagospodarowania Kraju do 2030, to pojawiły się nadzieje na szybkie przyjęcie ustawy wspierającej polaryzacyjno-dyfuzyjny model rozwoju. Przełomem okazał się rok 2015, gdy za sprawą inicjatywy poselskiej, Sejm przyjął ustawę o związkach metropolitalnych, którą następnie podpisał Andrzej Duda. Okazuje się jednak, że to wszystko najprawdopodobniej trafi do kosza, tak przynajmniej zapowiedział szef MSWiA Mariusz Błaszczak.

Z punktu widzenia politycznego te zapowiedzi nie powinny specjalnie dziwić, bowiem elektorat Prawa i Sprawiedliwości tworzą głównie mieszkańcy małych i średnich miast oraz terenów wiejskich. Hasła takie jak ,,zrównoważony rozwój”, czy ,,nie można wspierać dużych metropolii kosztem małych miast”, na pewno natrafią na podatny grunt. Spowodowane jest to z jednej strony z niepełną świadomością korzyści jakie niesie również dla tych małych miast polaryzacyjno-dyfuzyjny model rozwoju. W naszym województwie do rozwoju w oparciu o lokomotywy, może zniechęcać również beznadziejna forma wdrażania tego modelu, w oparciu o utopijną wizję dwumiasta Bydgoszczy i Torunia. Wielu polityków odruchowo na słowo ,,metropolia” reaguje stwierdzeniem, iż Bydgoszcz i Toruń, są winne chociażby wysokiemu bezrobociu w powiecie sępoleńskim. Nie chcą oni już jednak dokładniej problemu przeanalizować, aby zauważyć, że problem braku skuteczności tkwi w próbie połączenia na siłę funkcjonalnie Bydgoszczy i Torunia. Brzmi groteskowo, gdy poseł Krzysztof Ardanowski z PiS raz głosi, że metropolie są złe, przy czym nie ma odwagi zanegować koncepcji metropolii bydgosko-toruńskiej.

 

Model polaryzacyjno-dyfuzyjny opiera się na tym, iż duże ośrodki, które mają znacznie większe możliwości biznesowe, przyciągają inwestorów, którzy zatrudniają pracowników z całego obszaru metropolitalnego. Widzimy to doskonale w Bydgoszczy, gdzie bezrobocie spadło do poziomu poniżej 6%, co z kolei wywołuje już inny problem, braku kadr, który może blokować dalszy rozwój gospodarczy miasta. Miasto Bydgoszcz otaczają jednak gminy i powiaty, które borykają się ze znacznie wyższym bezrobociem, dlatego budowanie metropolii opierać się powinno głównie na tworzeniu atrakcyjnych możliwości komunikacyjnych. Tak zresztą działają największe europejskie miasta. Powstanie Metropolii Bydgoszcz byłoby zatem szansą na przywrócenie połączeń kolejowych dla mieszkańców Szubina, Kcyni, być może Więcborka, czy Sępólna Krajeńskiego. Czyli małych i średnich miast, o które tak się politycy przeciwni metropolią troszczą. Bez ustawy o związkach metropolitalnych, która miała wesprzeć dodatkowymi funduszami metropolię, na realizację głównie zadań komunikacyjnych, te miasta zapewne nadal pozostaną w dalekim niebycie.

 

Model zrównoważonego rozwoju takich efektów nie będzie wstanie przynieść. W praktyce wdrażany jest on na tzw. ścianie wschodniej, gdzie wpompowano duże pieniądze bez większych efektów. Założenie jest w nim takie, że trzeba wspierać rozwój miejsc pracy również w małych i średnich miastach. Takiej potrzeby nikt nie neguje, ale małe miasta, nie będą wstanie nigdy uzyskać efektywności wielkich miast. Możemy tą metodą powoli obniżać bezrobocie w powiecie inowrocławskim, nakielskim, czy sępoleńskim, ale przez wiele lat przekroczenie granicy 10% będzie tylko marzeniem

 

Z kolei utopijna wizja Urzędu Marszałkowskiego metropolii bydgosko-toruńskiej, której sztandarowym projektem jest kolej metropolitalna BiT City, łączyć ma ze sobą dwa duże miasta, które w modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnym powinny przyciągać do siebie pracowników z mniejszych terenów o wysokim bezrobociu. Nie ma się zatem dziwić temu, że się to po prostu nie sprawdza, a pociągi wożą powietrze.

 

Batalia o metropolie toczona przez bydgoskich samorządowców przyniosła na pewno pozytywny skutek taki, że zaczęto szukać z sąsiadami, z którymi tworzymy wspólny obszar funkcjonalny, płaszczyzn do współpracy. To skutkować może wieloma korzyściami w przyszłości. Napiszę więcej, przez ostatnie miesiące w tej materii uczyniono więcej niż przez ostatnie kilka lat. Cieszą zatem informacje wypływające z ratusza, że nawet jeżeli ustawa o związkach metropolitalnych trafi do kosza, to współpraca z obszarem metropolitalnym będzie kontynuowana. Niestety bez wsparcia finansowego jakie zakłada ustawa, której śmierć zapowiedział minister Błaszczak, będzie cokolwiek zrobić bardzo trudno. Wspomniana Kcynia czy Więcbork, pozostaną nadal w marazmie, choć politycy w słowach ,,nie dla dużych metropolii”, zapowiadają złote czasy dla małych miast.

 

Publikacja opublikowana została poraz pierwszy w serwisie PopieramBydgoszcz.pl