Czy radni stracą mandaty? Dużo zależeć będzie od honorowego podejścia



W ubiegłym tygodniu przewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy Zbigniew Sobociński miał podjąć działania na rzecz utworzenia zespołu doraźne, który zbadałby czy wszyscy radni zasiadają w Radzie Miasta zgodnie z prawem. Taki zespół na rok przed końcem kadencji zapewne skończy się tylko awanturą polityczną, a nie respektowaniem przepisów.

 

Sprawa sprowadza się tak naprawdę do zapisów Kodeksu Wyborczego mówiących o tym, iż prawo wybieralności do danej rady mają tylko i wyłącznie mieszkańcy tej gminy. Wyjaśniając – radnym Rady Miasta Bydgoszczy może być tylko i wyłącznie mieszkaniec tego miasta. Jeżeli ktoś mieszka już pod Bydgoszczą w powiecie bydgoskim mandatu nie powinien piastować. Zgodnie artykułem 383 Kodeksu Wyborczego, w przypadku utraty prawa do wybieralności powinno nastąpić wygaszenie mandatu. Do zbadania czy i komu należy wygasić mandat powołany ma zostać specjalny zespół.

 

O ile w przypadku radnego Jakuba Mendrego, który w rozmowie z Tygodnikiem Bydgoskim przyznał, że nie mieszka w Bydgoszczy sprawa wydaje się ewidentna, to w przypadku pozostałych radnych tak łatwo udowodnić radnym niespełniania kryterium wybieralności nie będzie. Zapewne nie obędzie się tutaj jak kto ktoś nazwał bez zaglądania do czyjeś sypialni. Dlatego szybkich efektów pracy tego zespołu raczej się nie możemy spodziewać. Nawet jeśli pod koniec września na sesji radni uzgodnili, że Jakub Mendry powinien stracić mandat, to jak pokazuje przykład inowrocławskich radnych, jeżeli zechce grać na czas, to ma duże szansę dotrwania do końca kadencji. Zarządzenia zastępcze o wygaśnięciu mandatów dwójki inowrocławskich radnych, którzy ewidentnie naruszali prawo pełniąc jednocześnie mandat radnego i ławnika w Sądzie Rejonowym, wydał w marcu ubiegłego roku (wojewoda wydał je po tym, gdy Rada Miejska odmówiła wygaszenia mandatów swoim kolegom). Najpierw odwołali się oni od decyzji wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, ten jednak w całości ich argumentacji nie uwzględnił. Radni skorzystali wówczas z dalszej możliwości odwołania się do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie, ten również podtrzymał decyzje wojewody i poprzez wyczerpanie możliwości odwoławczych ją uprawomocnił. Pierwszy mandat wygasł po rozprawach przed NSA w marcu, drugi zaś w kwietniu. Czyli dobry rok po decyzji wojewody.

 

Gdyby przez rok miały się ciągnąć sprawy bydgoskich radnych, to prawomocne decyzje zapaść mogłyby już po zakończeniu kadencji.  Rada Miasta Bydgoszczy wizerunkowo może wyjść na tym zamieszaniu tylko w jednym wypadku – jeżeli radni, którzy faktycznie naruszają Kodeks Wyborczy, dobrowolnie zrzekną się mandatów.