Zmurszałe wierzby śnią smacznie w ogrodzie
Przykryte wiekuistym blaskiem cnej wieczności
Jak w obrazie Bruegla tylko jeszcze mocniej
Czas dopełnia wieczność – zmaga się ze śmiercią
Szary świt nadchodzi gdy nastaje koniec
Modlitwa i pacierz – zbawienie dla duszy
Czas jest posłem śmierci i jego istnienie
Porządek doczesny nieustannie kruszy
Wiatr zmaga się z liśćmi na parkingu w grudniu
Przed kościołem cisza migocą światełka
Na rubieżach miasta pośród ciemnej nocy
Śladami umarłych rusza cna procesja
Na skraju rozwidleń czas zamyka trumnę
Po ustach panoszą się dawne imiona
Gdzie jest pieśń tamta z brewiarza wyciągnięta
Tam w głębokiej ziemi leży położona
Olgierd Bondara