Rada Miejska Inowrocławia przyjęła dzisiaj uchwałę, w której sprzeciwia się ,,zapowiadanym” zmianom prawa samorządowego w Polsce – w tym również wprowadzeniu dla prezydentów miast limitu kadencyjności. Zdaniem radnych opozycji to jest uchwała nie Rady Miejskiej, ale grupy trzymającej władzę w Inowrocławiu.
W ostatnim czasie pisaliśmy o wyrokach Naczelnego Sądu Administracyjnego, które wygasiły mandaty radnych: Lidii Stolarskiej i Jarosława Kopcia. Te fakty nie okazały się dzisiaj bez znaczenia, bowiem z powodu nieobecności kilku innych radnych, opozycja miała możliwość zerwania obrad poprzez wyjście z sali. W tym wypadku, z powodu braku przynajmniej połowy radnych na sali, obrady Rady Miejskiej nie mogły być prawomocne. Sesja została przerwana na trzy godziny – w tym czasie do inowrocławskiego ratusza dotarli radni: Elżbieta Jardanowska i Rafał Lewandowski. Koalicja uzyskała wówczas kworum i mogła uchwałę przegłosować.
Z inicjatywy przewodniczącego Rady Miejskiej Tomasza Marcinkowskiego, pod obrady poddano dzisiaj projekt uchwały, który miał już ,,profilaktycznie” wyrazić negatywną opinię inowrocławskiego samorządu wobec pojawiających się w wypowiedziach polityków Prawa i Sprawiedliwości zmian w prawie. Chodzi m.in. o ograniczenie kadencji prezydentów miast do dwóch – jeżeli taka propozycja weszłaby w życie, to rządzący od kilku kadencji Inowrocławiem prezydent Ryszard Brejza nie mógłby już więcej kandydować.
Zdaniem radnego opozycji Marcina Wrońskiego – Jest to uchwała grupy trzymającej władze w Inowrocławiu, a nie Rady Miejskiej.
Z punktu widzenia prawnego będzie ona jednak w obiegu funkcjonować jako akt normatywny przyjęty przez Radę Miejską, dlatego radni opozycji zapowiadają zaskarżenie jej do wojewody, który stanowi nadzór nad prawem miejscowym stanowionym przez samorządy.
Deja Vu
Mniej więcej równo przed rokiem (dokładnie 27 kwietnia) podobne sytuacje rozegrały się w bydgoskim ratuszu na sesji Rady Miasta. Radni koalicji PO – SLD Lewica Razem zaproponowali przyjęcie stanowiska, które miało wyrażać wolę respektowania przez bydgoski samorząd orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, nawet jeżeli nie zostaną one przez rząd opublikowane w Dzienniku Urzędowym. Było to zatem również nawiązanie do ogólnopolskiej polityki.
Radni PiS-u wyszli wówczas z sali obrad i z powodu braku kworum sesję trzeba było przerwać, do czasu dowiezienia radnej, która na obrady nie przybyła wcześniej z powodu choroby.