3 maja – dzień świętowania czy refleksji nad państwem?



Warto zadać sobie pytanie co w ogóle świętujemy dzisiaj? Najprostsza odpowiedź to – uchwalenie ponad 200 lat temu Konstytucji 3 Maja. Trudno jest nam jednak dzisiaj odpowiedzieć na pytanie – czy w praktyce był to nawet dobry dokument, bowiem dość szybko Konstytucja została obalona wraz z upadkiem Rzeczypospolitej. Samo uchwalenie drugiej w świecie konstytucji było jednak wielkim wyczynem parlamentarnym, mającym na celu zreformowanie państwa, które tego wymagało.

 

Chodzi zatem przede wszystkim o symbolikę związaną z próba naprawy państwa poprzez jego reformację. W takim wypadku wydaje mi się, że przed radosne świętowanie, wyjść powinna refleksja na temat stanu państwa oraz rozważenie, czy również i dzisiaj potrzebne są reformy. Z racji tego, iż w porównaniu z XVIII wiekiem żyjemy w powszechnej demokracji, refleksja powinna dotknąć całego zagadnienia życia publicznego w Polsce.

 

Wczoraj zapytałem jednego z samorządowców, czy weźmie udział w dzisiejszych, bydgoskich uroczystościach na Starym Rynku. Nie zamierzam denerwować się jak prezydent miasta z wojewodą będą znowu skakać sobie do gardeł – usłyszałem. W poprzednich latach byliśmy bowiem świadkami wzajemnych, uszczypliwych przemówień, przedstawicieli dwóch dominujących na polskiej scenie politycznej obozów. Nasuwa się jednak pytanie, czy w przypadku wojny plemiennej, jaka zdominowała nasze życie polityczne, świętowanie 3 maja ma w ogóle sens?

 

Polityka dzisiaj to emocje

Byli tacy, którzy prowadzenie wojen partyjnych nawet w święto państwowe, dość stanowczo skrytykowali. Niestety więcej było osób bijących wojewodzie lub prezydentowi brawa – w zależności od wyznawanej linii politycznej.

 

Wiele osób zgodzi się jednak z tym, że atmosfera niezgody i wojny plemiennej nie służy Rzeczypospolitej, nad którą dzisiaj prowadzimy rozważania. Kilka tygodni ukazała się książka ,,Wyjście awaryjne” politologa prof. Rafała Matyji, dzieło które z okazji 3 maja mogę każdemu polecić. Maryja w latach 80-tych działał w Ruchu Młodej Polski, później związany był m.in. z rządem premier Hanny Suchockiej. Miał zatem okazję uczestniczyć dość blisko najnowszej historii Polski. We wspomnianej książce Matyja doskonale wyjaśnia, jaki cel mają politycy PiS-u i PO w toczeniu wzajemnej wojny – Wojna na górze byłą racjonalnym wyborem polityków, którzy nie chcieli – jak część ich poprzedników – ryzykować przedłożenia abstrakcyjnego interesu państwa nad realny i konkretny interes partii. Zamiast potraktować upadek postkomunizmu w latach 2004-2005 jak nowy moment konstytucyjny i dokonać naprawy państwa, wykorzystali tę okazję do budowy nowego bipolarnego systemu partyjnego.

 

Dalej politolog wyjaśnia – Politycy obu ugrupowań wiedzieli, że na wyborze zyski mogą się liczyć tylko wtedy, gdy znajdą się w ostrym sporze o wszystko. O to, co ich realnie dzieli, a gdy tego zabraknie – o rzeczy całkowicie zmyślone, ale budzące emocje wyborców.

 

W ,,Wyjściu awaryjnym” dostaje się również komentatorom politycznym i części mediów – Politykom ,,swoim” komentatorzy pozwalają na więcej, uznając zapewne, że ich podstawową zaletą jest walka z niebezpiecznymi politykami ,,obcych”. (…) ,Sporem między PiS a PO karmią się media tożsamościowe. Przysparza im on wiernych czytelników, którzy chętnie kupują tańszy towar, zamiast reportaży czy tekstów śledczych – niewymagające solidnej pracy ani dużych nakładów artykuły pełne pocieszenia i wsparcia, zbierające kolejne argumenty przeciwko wrogom, wzmacniające poczucie zagrożenia ich rządami.

 

Wzajemna wojna pozwala jednak mobilizować elektorat wokół obozów. Taka sytuacja polskiej państwowości niestety nie służy. Oczywiście nie jest to tylko choroba naszej polskiej demokracji, ale zjawisko powszechnej również na innych scenach politycznych. Amerykański badacz Drew Westen przyznaje – Według większości naukowców problem polega na tym, że opinia publiczna generalnie odzwierciedla skutki manipulacji w wykonaniu grup interesów i elit politycznych, często filtrowanej przez media, które niekiedy pełnią funkcję czwartej władzy.

 

Westen swoje badania prowadził w warunkach amerykańskiego sporu politycznego. W książce ,,Mózg polityczny” opisuje przeprowadzony wraz ze Stephanem Harmannem oraz Clintem Kiltsem eksperyment – Sprzeczne wypowiedzi Georga Busha i Johna Kerry przedstawiono zagorzałym zwolennikom republikanów i demokratów. Kerry w korespondencji z wyborcami w jednym liście stanowczo potępił interwencje USA w Iraku, w drugim liście natomiast poparł decyzję prezydenta Busha o wprowadzeniu wojsk do Zatoki Perskiej. Natomiast jeżeli chodzi o Georga Busha, to przedstawiono badanym jego wypowiedź na spotkaniu w szpitalu dla kombatantów, że osoby narażające życie za ojczyznę muszą mieć najlepszą opiekę medyczną, zaś tego samego dnia jego administracja zmniejszyła liczbę żołnierzy, do szpitali finansowanych z budżetu Pentagonu. Ankietowani popierający republikanów uznali, że John Kerry w związku z przedstawionymi wypowiedziami jest niewiarygodny, natomiast sprzeczność w zachowaniu Busha bagatelizowali. Jak można się domyśleć – wyborcy demokratów zareagowali w przypadku obu kandydatów na odwrót.

 

Westen wychodzi z konkluzją – Mózg rejestruje konflikt między danymi i pragnieniami, po czym zaczyna szukać sposobów na zakręcenie kranu z nieprzyjemnymi emocjami. Wiemy, że podczas naszych badań mózg zdołał tego dokonań, ponieważ większość uczestników utrzymywała, że nie dostrzegli żadnego konfliktu między, słowami i czynami swojego kandydata.

 

Jest to w pewnym sensie potwierdzenie prawidłowości, którą odkrył już w XVII wieku angielski myśliciel Francis Bacon – Rozum ludzki, skoro raz przyjął pewien pogląd (czy to dlatego, że jest on tradycyjnie uznawany, czy też dlatego, że nam jest przyjemny), wszystko inne ściąga na jego poparcie i potwierdzenie.

 

Profesor Rafał Matyja wskazuje w swoim dziele wiele innych bolączek III Rzeczypospolitej, chociażby problem elit. Z jednej strony elity są uzależnione od sektora publicznego, z drugiej strony zaś w życiu publicznym mamy narrację partyjną kierowaną przeciwko elitom. Również tzw. trzeci sektor, czyli wszelkiego rodzaju organizacje pozarządowe nie są w pełni niezależne.

 

Dlaczego warto wybudzić się z tego letargu?

Polski papież św. Jan Paweł II dał kiedyś nam do zrozumienia – Wolność nie jest dana raz na zawsze. Trzeba ją stale zdobywać na nowo.

 

Niespełna 125 lat przed uchwaleniem mającej naprawić upadającą Rzeczpospolitą, Konstytucję 3 Maja, na Kujawach odbyła się bratobójcza bitwa pod Mątwami. Zginęło w niej około 4 tys. żołnierzy, w tym doświadczeni wojacy z wojen ze Szwecją i Rosją. Zdaniem wielu historyków, ta bratobójcza wojna miała duży wpływ na późniejsze rozbiory.

 

Gdy w 1918 roku Polska niepodległość odzyskała, to nie trzeba było długo czekać, aż II Rzeczpospolita zacznie być trawiona od środka przez wojny frakcyjne. Za kilka dni przypadnie rocznica zamachu stanu z 13 maja, który mógł okazać się dla Polski zgubny. Po siłowym przejęciu władzy przez Józefa Piłsudskiego, Wielkopolska i Pomorze były gotowe podjąć z nim nawet zbrojną walkę. Dzięki mądrości jednej ze stron, która po prostu dla dobra II Rzeczypospolitej ustąpiła, do wojny domowej nie doszło. Politycznie sprawy szły jednak w złym kierunku, w latach 30-tych gdy pracowano nad Konstytucją Kwietniową, przedstawiciele opozycji w ramach bojkotu nie brali udziału w pracach. Bojkotem opozycja objęła również same wybory parlamentarne. Kwestionowano ich uczciwość. Nie mówiąc już o powszechnych aresztowaniach liderów opozycji.