W środę Rada Miasta powołała specjalny zespół radnych, który ma zbadać czy wszyscy radni mają prawo do zasiadania w Radzie i pobierania z tego tytułu diet. Fizyczne pozbawienie radnego mandatu na kilka miesięcy przed wyborami może okazać się jednak niemożliwe, stąd też z całej komisji będziemy mieli tylko szopkę i kabaret, który będzie ośmieszał tylko powagę Rady Miasta Bydgoszczy.
W kuluarach mówi się o kilku radnych, którzy mieszkają w podbydgoskich gminach, choć zgodnie z ustawą o samorządzie powinni być mieszkańcami Bydgoszczy. Zamieszkując poza Bydgoszczą nie mają bowiem prawa wybieralności. Jeden z radnych nawet w wywiadzie się do tego otwarcie przyznał. Taką sytuację należy oczywiście z całą stanowczością potępiać, ale w praktyce odebranie im mandatów w tej kadencji będzie bardzo trudne.
Najlepszym rozwiązaniem wydaje się, aby osoby których mandaty powinny wygasnąć, po prostu zrezygnowali z nich honorowo. Jeżeli tego do tej pory nie uczynili, to podejrzewam, że będą korzystali ze wszelkich możliwych prawnych form odwoływania się, które spokojnie pozwolą im dotrwać do końca kadencji.
Przyjmijmy, że zespół radnych ukończy swoje prace do końca lutego (co jest bardzo mało prawdopodobne) i Rada Miasta Bydgoszczy pod koniec marca stwierdzi wygaśnięcie mandatów. Zainteresowani będą mogli się jednak od tej decyzji odwołać do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a później do Naczelnego Sądu Administracyjnego. W praktyce trwać będzie to więcej niż rok, a wybory najprawdopodobniej odbędą się już w listopadzie.
Samo ustalenie zamieszkania może nie być łatwe, będzie bowiem wiązało się chociażby z ustaleniem szczegółów z życia prywatnego radnego – można wręcz powiedzieć, również zaglądania do sypialni.