Przez kilka lat w temacie skażenia, które pozostało po zakładach chemicznych Zachem nie zrobiono właściwie nic. W ostatnich dniach, po zainteresowaniu m.in. wiceszefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, pojawiła się nadzieja, że w końcu rozpocznie się rozbrajanie tej bomby ekologicznej. Do dzisiaj jednak nie wyjaśniono jak mogło dojść do takiej sytuacji.
Ustawa o ochronie środowiska nakazuje na pięć lat przed zakończeniem eksploatacji zakładów chemicznych, mogących negatywnie oddziaływać na środowisko, utworzenie specjalnego funduszu likwidacyjnego. Pieniądze te mają docelowo doprowadzić do naprawy szkód wyrządzonych naturze przez pracę zakładów. W przypadku Zachemu taki fundusz nigdy nie powstał, stąd też obecnie mamy problem z brakiem funduszy na rekultywację terenu. Nie mówiąc już, że przez ostatnie lata, z powodu zlekceważenia problemu, zagrożenie ekologiczne się tylko rozrosło.
Od 2008 roku odpowiedzialny za egzekwowanie kwestii funduszu likwidacyjnego kompetencyjnie jest marszałek województwa, który wydaje oraz zmienia pozwolenia zintegrowane. Były poseł Grzegorz Gruszka podnosił tę kwestię w 2014 roku, zarzucając marszałkowi Piotrowi Całbeckiemu, że nie dopilnował na poziomie pozwolenia zintegrowanego, do powstania funduszu likwidacyjnego. W opinii Gruszki ostatnim momentem na uczynienie tego była jesień 2012 roku, gdy Zachem SA sprzedał technologię TDI firmie BASF, co było wyraźnym sygnałem, że produkcja w Zachemie może być wygaszana. Natomiast w grudniu 2012 roku, do opinii publicznej dotarła jednoznaczna informacja o tym, że Zachem upada.
W piśmie do marszałka Gruszka wprost stwierdził, że za jego ,,lekceważenie swoich obowiązków” przyjdzie podatnikom zapłacić w przyszłości miliony – Za czyje środki będzie doprowadzony ten teren do normalności i zostaną zlikwidowane materiały i substancje niebezpieczne? – pytał Gruszka. Patrząc z perspektywy dzisiejszej, na to pytanie do dzisiaj poszukujemy odpowiedzi, bowiem nie ma nawet pieniędzy, aby znaleźć wkład własny do projektu unijnego budowy mobilnych stacji oczyszczających. Marszałek Całbecki w rozmowie z Gazetą Pomorską przyznał, że wielokrotnie, ale już po upadku Zachemu, występował o fundusz do spółki Infrastruktura Kapuściska (zarządca majątku po Zachem SA) oraz syndyka masy upadłościowej. Ten ostatni funduszem nie miał być w ogóle zainteresowany.
W podobnym okresie co Gruszka pisał do marszałka, interpelacje poselską składała posłanka Anna Bańkowska. W odpowiedzi podsekretarz stanu Rafał Baniak przyznał, że po kontroli Inspektoratu Ochrony Środowiska przeprowadzonej w 2013 roku, stwierdzono brak zagrożeń środowiskowych na terenach zarządzanych wówczas przez spółkę Infrastruktura Kapuściska. Dokładnych badań, jak te przeprowadzone w ostatnich miesiącach przez naukowców z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, nikt jednak nie podejmował. Odpowiedź posłanki nie zadowoliła, stąd też w późniejszym okresie, inny z podsekretarzy Janusz Ostapiuk przyznał – w opinii Ministerstwa Środowiska proces likwidacji Zakładów Chemicznych Zachem w kontekście wymogów środowiskowych nie został dopracowany, a zabezpieczenie infrastruktury nie odbyło się w należyty sposób.
Pytanie z tytułu publikacji pozostaje zatem aktualne.