Wczoraj na sesji Rady Miasta Bydgoszczy odbyła się dyskusja na temat problematyki skażenia Zachemu. Pojawiło się kilka merytorycznych propozycji oraz deklaracje działania ponad podziałami politycznymi dla wspólnej sprawy. Były jednak również momenty dość burzliwie polityczne.
O dyskusji na sesji pisaliśmy wczoraj – O Zachemie na Radzie Miasta
Emocjonalnie zaczęło się robić w momencie, gdy na mównicy pojawił się radny Bogdan Dzakanowski, który powołując się na anonimowe listy od mieszkańców zaczął atakować prezydenta Rafała Bruskiego – Jak pisze mieszkaniec, w tym czasie zajmował się pan czym innym. Został pan szefem struktur Platformy Obywatelskiej w Bydgoszczy – przemawiał do prezydenta Dzakanowski – W zakładzie chemicznym, gdzie kiedyś matki ciężarne nie mogły przebywać, pan cały wydział – matki z dziećmi, mieszkanki wrzucił do Zachemu, bo tam przeniósł pan świadczenia rodzinne, najpierw śmieci. Tak proszę państwa – zrobił to prezydent Miasta Bydgoszczy.
– Często stosowaną na tej sali manipulacją, to jest jakbym powiedział umiejętne uciekanie od odpowiedzialności za słowa, które tu na tej sali pan wypowiada. Panu powiedział mieszkaniec, panu powiedział, panu napisał, trzeba mieć odwagę samemu powiedzieć te słowa. Tak samo było wtedy, gdy panu anonimowa mieszkanka powiedziała, że ja i pan przewodniczący jesteśmy pijani. To jest typowa metoda na pomówienia w najgorszy sposób – odpowiedział prezydent Rafał Bruski, zapowiadając, że jak radny Dzakanowski będzie dalej się tak zachowywał to opuści salę. Po chwili to uczynił po dalszych atakach radnego.
Radnego Dzakanowskiego próbował w pewnym momencie uspokajać nawet obecny na sali poseł PiS Piotr Król. Inny z będących świadkiem tego zdarzenia parlamentarzysta Łukasz Schreiber, na Facebook-u również wyraził dezaprobatę zachowaniem radnego.
Na koniec dyskusji głos zabrała również Renata Włazik, w 2015 roku kandydatka na posłankę z listy Kukiz15, która najpierw zachwalała radnego Dzakanowskiego, po czym – Chciałabym państwu życzyć też zdrowych i spokojnych świąt. Jedząc sałatkę wielkanocną zastanówcie się skąd ona jest, bo ja wiem i wiem jaką wodą była podlewana, płukana i na jakiej glebie te warzywa rosły.
Pani Włazik podniosła zatem pewien dość drażliwy problem, dotyczący w dużej mierze jej sąsiadów, którego urzędnicy natomiast starają się specjalnie nie eksponować. Mianowicie, chodzi o uprawy warzyw w Łęgnowie, czy nie należy zakazać tej działalności w obawie o zdrowie odbiorców. Urzędnicy tematu póki co nie podejmują, bowiem wiedzą, że wiele osób mogłoby stracić źródło utrzymania. W takim wypadku te osoby mogłyby domagać się odszkodowań od Skarbu Państwa, ale walka o zadośćuczynienia trwać mogłaby latami.