W Dolinie Śmierci rozmawiali o szukaniu prawdy historycznej

Do dzisiaj nie wiemy ile osób spoczywa w Dolinie Śmierci w Fordonie, oficjalna wersja mówi, że około 1,2 tys., ekshumowano jednak tylko 309 ciał. Z inicjatywy internautów skupionych wokół profilu Bydgoskie miejsca pamięci odbył się w niedziele spacer z historykiem Krzysztofem Drozdowskim. Zainteresowanie wydarzeniem przerosło przewidywania organizatorów, bowiem w niedzielne przedpołudnie o historii Doliny Śmierci chciała posłuchać około setka bydgoszczan.

 

O Krzysztofie Drozdowskim zrobiło się głośno mniej więcej przed rokiem, gdy zaczął domagać się od Instytutu Pamięci Narodowej wznowienia zamrożonego śledztwa w sprawie tego co się wydarzyło w czasie II wojny światowej w Dolinie Śmierci. Drozdowski zabiega o ekshumacje, które mają pozwolić określić dokładną liczbę ofiar. IPN śledztwo ostatecznie wznowił.

 

Drozdowski natomiast jest w trakcie przygotowania książki o Dolinie Śmierci, która najprawdopodobniej wydana zostanie w październiku, w okolicach 79. rocznicy masowych mordów w tym miejscu.

 

– 5 września 1939 roku Bydgoszcz została zajęta przez wojska niemieckie, gdzieś od godziny 11 – opowiadał historyk, Krzysztof Drozdowski – Już od 1938 roku Niemcy tworzyli specjalną księgę – była to specjalna księga Żydów i Polaków, którzy mieli podlegać aresztowaniu i ewentualnie eksterminacji.

 

W tej księdze znaleźć się miało około 800 nazwisk bydgoszczan – Znalazł się tam m.in. mjr. Żychoń, który dowodził bydgoską ekspozyturą II oddziału Wojska Polskiego, wszyscy najwięksi, że tak powiem wrogowie, państwa nazistowskiego. Członkowie Polskiego Związku Zachodniego, wszyscy którzy uczestniczyli w Powstaniu Wielkopolskim, którzy stanowili w jakimkolwiek rozumieniu polską inteligencję i duchowieństwo. Na listach w znacznej mierze znaleźli się nauczyciele, jako ten człon polskiej inteligencji – tłumaczył Drozdowski.

 

 

W pierwszej kolejności egzekucji dokonywano w Tryszczynie pod Bydgoszczą. Potem Niemcy musieli znaleźć jednak nowe miejsca i wybór padł na Dolinę Śmierci. Najpierw jak opowiadał Drozdowski, z Urzędu Pracy skierowano Niemców do wykopania rowów, aby potem przywozić w to miejsce osoby, dla których Niemcy przewidywali śmierć.

 

– Świadkowie mówili, że codziennie przywożono po kilka ciężarówek, na każdej z nich znajdowało się po 50 osób, według ich wyliczeń było to 2,3, 4 tys. Nawet jest jeden film zrobiony przez BBC i jest podana liczba 6 tys. Tu na pomniku jest liczba ok. 1,2 osób. Dokładnie ekshumowano 309 osób, rozpoznano 40 osób – mówił Drozdowski, jednocześnie wskazując, że są to nierzetelne szacunki – Dlaczego 1200 osób. Ekshumacja w Dolinie Śmierci polegała na tym, że sprawdzono 500 metrów terenu, cała dolina ma około 2 tys. metrów. Więc osoby zajmujące się tematem obliczyły, że skoro na 500 metrach było 309 zwłok, to znaczy, że tyle samo może być tyle samo osób. Więc to wszystko wzięto razy cztery i wyszło 1200 osób – jest to liczba wyssana z palca.

 

Wśród uczestników wydarzenia była wnuczka jednej z niemieckich ofiar z jesienie 1939 roku. Jak przyznała, jej bliscy oraz ona cały czas liczy, że uda się odnaleźć miejsce pochówku jej dziadka, bowiem do dzisiaj nie wie gdzie powinna zapalać mu znicze. Pokazuje to, że pomimo upływu kilkudziesięciu lat, Dolina Śmierci jest przyczyna krwaiących ran.

 

[iframe width=”419″ height=”236″ src=”https://www.youtube.com/embed/SaENSeHHL1o” frameborder=”0″ allow=”autoplay; encrypted-media” allowfullscreen ]