W kolejnym wywiadzie przed wyborami samorządowymi rozmawiamy z wiceprzewodniczącym Rady Miasta Bydgoszczy Janem Szopińskim, kandydatem lewicy do Sejmiku Województwa, w przeszłości pełniącym funkcje wicemarszałka województwa.
Zyskał Pan miano wewnętrznej opozycji w koalicji rządzącej miastem. Czy start w wyborach do Sejmiku Województwa, gdzie udział lewicy w podziale mandatów jest niepewny, nie odbiera Pan jako kary?
Jestem jednym z ojców koalicji PO – SLD w czasie dwóch ostatnich kadencji Rady Miasta, dlatego nigdy nie uważałem się za opozycję wobec tych dwóch partii. Ale moim Suwerenem są bydgoszczanie, a moimi głównymi partnerami w rozwiązywaniu problemów bydgoszczan są Rady Osiedli i działacze samorządów osiedlowych. To oni zgłaszali się do mnie ze sprawami, w których – ich zdaniem – prezydent, zastępcy prezydenta i miejscy urzędnicy postępują niewłaściwie, podejmują błędne decyzje inwestycyjne czy społeczne, nie liczą się z mieszkańcami, ich problemami i nastrojami w środowiskach lokalnych.
Jeżeli były to, moim zdaniem, słuszne uwagi, to podejmowałem interwencje, nie zastanawiając się nad tym, czy to się podoba politykom i urzędnikom. A czy to w ramach swoistej „prewencji politycznej”, lub dla świętego spokoju tzw. Władzy, postanowiono nie dopuścić mnie do kandydowania w Bydgoszczy – proszę zapytać tych, którzy zainspirowali podjęcie tej decyzji. Jak uczy życie, decyzje polityczne mają najczęściej wersję oficjalną i faktyczną, czyli drugie dno.
Czy pierwszy raz w historii województwa będziemy mieli marszałka z Bydgoszczy?
Przypomnę, że Toruń został jedną z dwóch stolic województwa kujawsko-pomorskiego wyłącznie dzięki Bydgoszczy. W czasie prac nad podziałem terytorialnym Polski toruńscy politycy szeroko pojmowanej prawicy chcieli na siłę uczynić Toruń miastem powiatowym i jednocześnie satelitą Gdańska. Województwo kujawsko-pomorskiej powstało dzięki posłom i senatorom SLD z związanym z Bydgoszczą oraz dzięki wielkiemu społecznemu ruchowi bydgoszczan, którzy lobbowali za naszym regionem Sejmie i w środowiskach rządowych. Ówczesne władze SLD, które wygrało w 1998 r. wybory do Sejmiku zadecydowały, że dla równowagi politycznej w województwie i dla równoważnego traktowania obu stolic,wojewoda i marszałek będą z dwóch różnych miast. Nie przypuszczaliśmy wtedy, że po latach dojdzie do tak szeroko zakrojonych działań organów województwa i urzędu marszałkowskiego ukierunkowanych na deprecjację Bydgoszczy i powiatów ziemi bydgoskiej, a także tak intensywne pompowanie krajowych i unijnych środków w Toruń, kosztem m.in. Bydgoszczy.
Poza tym, zarówno PO, jak też PIS złamały uzgodnienie dotyczące bydgoskiego rodowodu wojewodów, powołując najpierw wojewodę z Dobrcza, a potem polityka PiS z Kruszwicy . Marszałka wybierają radni. W Bydgoszczy wybieranych jest 5 radnych. Radni z Bydgoszczy muszą szukać koalicji ponad podziałami dla Bydgoszczy.
Przed erą marszałka Piotra Całbeckiego, rządziło SLD z Pana udziałem w Zarządzie Województwa. Marszałek również był z Torunia. Czym różniły się jednak te koalicje dla Bydgoszczy?
Koalicja SLD – PSL funkcjonowała w o wiele trudniejszych warunkach. Przejmowaliśmy instytucje i jednostki z bardzo niskimi budżetami, w większości przypadków w bardzo złym stanie technicznym. Dopiero tworzyło się szeroko pojmowane prawo dotyczące funkcjonowania samorządu terytorialnego, sami tworzyliśmy nowe procedury, zasady i regulaminy postępowania. Przez pierwszy okres budżet województwa był bardzo mały i starczał jedynie na przeżycie, dopiero później zwiększono subwencje i dotacje oraz poszerzono dochody województwa o odpisy z PIT i CIT. Zaczynaliśmy w 1999 roku z około setką urzędników – dzisiaj urząd marszałkowski liczy około 1000 osób.
W czasie, gdy byłem wicemarszałkiem bardzo ważne dla nas było doprowadzenie do poczucia tożsamości regionalnej mieszkańców różnych ziem – Kujaw, Pałuk, Krajny, Pomorza, Ziemi Dobrzyńskiej i Michałowskiej, integracji społeczności lokalnych i organizacji społecznych z odrębnych wcześniej województw. Staraliśmy się także podejmować decyzje dotyczące możliwie zrównoważonego rozwoju regionu, traktując duże ośrodki jako lokomotywy rozwoju. Szczególna w tym względzie była rola Bydgoszczy jako 8. miasta w Polsce i ośrodka o olbrzymim potencjale gospodarczym, kulturalnym, sportowym i społecznym. Przypomnę tylko, że właśnie w czasie II kadencji samorządu wydaliśmy blisko 100 milionów złotych z budżetu województwa za dokończenie budowy Opery NOVA. Jest to najprawdopodobniej do dziś najwyższa kwota wydana z budżetu Sejmiku na inwestycję w kulturze w naszym województwie.
Za waszych rządów rodził się projekt BiT City. Dzisiaj w Bydgoszczy jest on jednak różnie odbierany.
BiT City powstawało jako idea bydgosko – toruńskiej kolei metropolitalnej łączącej oba miasta, umożliwiająca przejazd koleją i miejskimi środkami komunikacji w ramach jednego biletu. Środki na realizację tej idei pozyskano z POIiŚ na lata 2007 – 2013. Z kolei projekt „Poprawa funkcjonowania komunikacji miejskiej w Toruniu – Bit-City II” dotyczy, jak sama nazwa mówi, Torunia. W ramach programu zostanie m.in. miasto kupi pięć składów tramwajowych, trzy pojazdy techniczne i 20 niskoemisyjne autobusy hybrydowych lub elektrycznych.
Czy mamy zazdrościć tego Toruniowi? Uważam, że trzeba mu pogratulować. Każde miasto mogło wymyślić własny projekt, a radni z każdego miasta mogli poprzeć taki projekt w Sejmiku. Dlaczego zatem Bydgoszcz nie poszła dalej w programie BiT City i nie zgłosiła własnego projektu unijnego BiT City II lub BiT City III? O to właśnie będę chciał zapytać odpowiedzialne za to osoby, gdy zostanę radnym województwa.
O skuteczności zabiegania o bydgoskie sprawy będzie decydować współpraca radnych z Bydgoszczy. Jakie trzy Pana zdaniem rzeczy są najważniejsze?
Jestem przekonany, że najważniejszą decyzją radnych koalicji i opozycji w nowej kadencji będzie powołanie marszałka z Bydgoszczy, faktycznie związanego z Bydgoszczą, a nie jakiegoś przyniesionego w teczce farbowanego przebierańca. Praktyka zarządzania województwem pokazała, że marszałek jako pracodawca urzędników, dyrektorów szpitali, instytucji kultury, szkół i innych jednostek ma tak wielki autorytet formalny, że jest w stanie przeforsować każdą decyzję korzystną dla okręgu wyborczego, z którego pochodzi. Ważne zatem jest, by okręgiem wyborczym nowego marszałka była Bydgoszcz.
Po drugie, województwo musi udowodnić swoim mieszkańcom, że decyzja o jego powołaniu była słuszna, że wspólne województwo jest lepszym rozwiązaniem, niż gdyby Bydgoszcz i Toruń poszły osobno różnymi drogami. Dlatego musi skończyć się w Sejmiku polityka deprecjacji Bydgoszczy. Musi powstać i być realizowana polityka adekwatności finansowania Bydgoszczy i Torunia, biorąc pod uwagę potencjał ludzki oraz wkład tych miast w rozwój gospodarczy i społeczny regionu. Inaczej wielu bydgoszczan będzie przeciwko dalszej wspólnej drodze politycznej i gospodarczej z Toruniem, co może zakończyć się nawet rozpadem województwa w ewentualnej przyszłej reformie terytorialnej. Radni z Bydgoszczy nie mogą być w tych kwestiach bierni i nieskuteczni.
Po trzecie, bydgoscy radni muszą współdziałać w polityce zwiększania potencjału województwa, jako organizmu gospodarczego i społecznego. Priorytetem musi być odwrócenie narastających negatywnych trendów dołowania naszego województwa w większości statystyk – wykorzystania środków unijnych, wysokości wynagrodzeń, jakości życia, poziomu realizacji inwestycji, czy rozwoju gospodarki. Bez tego nie będziemy ważni dla naszych mieszkańców i nie będziemy konkurencyjni wobec innych regionów. Wszystko inne – inwestycje komunikacyjne, rozwój nauki i ośrodków akademickich, inwestycje sportowe i kulturalne, inwestycje i programy miękkie, w tym w potencjał ludzki, są jedynie środkami do osiągnięcia celu, jakim jest wyraźne, skokowe podniesienie potencjału województwa i jakości życia mieszkańców.
Wicepremier Gliński wyraził wstępną chęć uczestnictwa jego resortu w rozbudowie Filharmonii Pomorskiej i Opery Nova. Jak Pan odbiera tą deklarację oraz jak Pana zdaniem obie inwestycje rokują, bo przecież na chwilę obecną na samą budowę pieniędzy nie ma?
Pożyjemy, zobaczymy. Na razie wicepremier Gliński zaprezentował się jak bohater piosenki Staszka Grzesiuka „Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka”. Wicepremier w Toruniu podpisał list intencyjny z prezydentem Zaleskim i Markiem Żydowiczem w sprawie wspólnej budowy centrum dla Camerimage w Toruniu. Potem na konferencji prasowej w Bydgoszczy lał nad bezdomnym do tego czasu Camerimage krokodyle łzy i opowiadał dziennikarzom, że on sobie różne takie listy podpisuje, więc być może w Bydgoszczy też by sobie jakiś list intencyjny podpisał, gdyby dostatecznie mocno go o to prosić. Czy to poważne? Problem przyszłości Camerimage w Bydgoszczy to bardzo poważna kwestia, wymagająca współpracy poważnych i słownych partnerów.
Ponadto wicepremier Gliński chyba kpił sobie z dziennikarzy twierdząc, że to nie on odpowiada za budowę kampusu państwowej Akademii Muzycznej i że nic nie wie o koniecznych na ten cel 100. milionów zł.
Osobnym problemem są inwestycje związane z Operą NOVA i Filharmonią Pomorską. Ministerstwo nie dało żadnego konkretu na piśmie w tej sprawie, stąd mój wniosek, że w przyszłości nie da na nie ani złotówki. Mam wrażenie, że także zarząd województwa wykonuje w tej sprawie ruchy pozorne. Inwestycje w Bydgoszczy będą kosztowały setki milionów, a na razie szacowanych kosztów budowy nie ma w wieloletniej prognozie finansowej. Radni Sejmiku powołali spółkę, która ma realizować inwestycje m.in. w kulturze i w innych dziedzinach, ale do końca kadencji nie słychać o żadnych efektach pracy tej spółki. Pytanie, czy powstała ona faktycznie, czy jest tylko na papierze dla zamydlenia nam oczu? Co faktycznie zrobili w tej sprawie radni z Bydgoszczy?
Mam zamiar zmienić tę sytuację. Jeżeli z woli mieszkańców Bydgoszczy zostanę wybrany radnym Sejmiku na pewno doprowadzę do tego, by na budowę IV kręgu Opery i na rozbudowę Filharmonii pozyskano odpowiednie środki z budżetu województwa i ze środków pozabudżetowych.