Bydgoscy radni mogli wojewodzie nadepnąć na odcisk (komentarz)

Bydgoscy radni mogli wojewodzie nadepnąć na odcisk (komentarz)

Wojewoda unieważniając uchwale powołującą składy komisji Rady Miasta Bydgoszczy wywołał w bydgoskim samorządzie bałagan i zapewne dzisiaj czeka nas burzliwa sesja. Co jednak może dziwić, od listopada nie zareagował na znacznie poważniejszą sytuację w inowrocławskim samorządzie, choć informacje powinien mieć z pierwszej ręki od swojego doradcy, który jest radnym. Czy zatem jest tutaj też drugie dno?

 

W grudniu w Bydgoszczy radni koalicji dla uporządkowania funkcjonowania komisji postanowili wprowadzić limit zasiadania przez radnego w maksymalnie 4 komisjach. I to jest jedyne obostrzenie, każdy radny może do woli wybrać sobie w jakich komisjach chce zasiadać (nieoficjalnie mogą być uzgodnienia w klubach, aby zapewnić reprezentacje w poszczególnych komisjach). Tyle jeżeli chodzi o istotne sprawy prawne. W Bydgoszczy przewodniczącym komisji rewizyjnej został radny opozycji, również każdy pozostały radny PiS jest przynajmniej wiceprzewodniczącym komisji (wiąże się to z dodatkiem do diety). W poprzedniej kadencji co prawda PiS miał też kilku przewodniczących, ale trzeba pamiętać, że PiS i PO mieli po tylu samo radnych.

 

W Inowrocławiu na bycie wiceprzewodniczącymi komisji radni opozycji nie mogą liczyć, tak samo jak na kierowanie komisją rewizyjną. Znacznie dalej postanowiono również pójść przy ograniczaniu dostępu do komisji. Koalicja postanowiła na początku ustalić maksymalne składy poszczególnych komisji. Później cała Rada Miejska głosowała nad tym jaki radny do danej komisji będzie dopuszczony. Większość mogła uznać, że radny mogący być w danej komisji niezbyt wygodny, personalnie nie będzie mógł być jej członkiem. W praktyce do zasiadania w komisji budżetowej nie dopuszczono żadnego radnego opozycji. Niektórzy się śmieją, że posiedzenia tej komisji to spotkanie towarzyskie radnych Koalicji Obywatelskiej.

 

Dziwić może, że w przypadku inowrocławskim, gdzie doszło do znacznie dalej idącego ograniczenia dostępu radnych do prac w komisjach, a spór prawny w Bydgoszczy przecież o to samo się kończy, wojewoda do tej pory nie zareagował. Takiego oporu już nie miał przy znacznie świeższej sprawie Bydgoszczy.

 

Można odnieść wrażenie, że nie kieruje się on tylko przesłankami merytorycznymi, ale być może także subiektywnymi. Na sesji Rady Miasta odbytej 28 listopada radni skierowali do premiera Mateusza Morawieckiego apel o odwołanie wojewody Mikołaja Bogdanowicza, którego obwinili o opóźniającą się egzekucję tartaku przy Ujejskiego. Sam apel może budzić mieszane odczucia, ale tym postępowaniem mogli bydgoscy radni nadepnąć wojewodzie na odcisk, no i teraz mają bałagan w komisjach.

 

Nie rozstrzygam, kto ma rację w bydgoskim sporze prawnym, dziwi jednak bezczynność w sprawie Inowrocławia.