Czy III Rzeczpospolita dobrze wykorzystała swoją szansę?



CC BY-SA 3.0 pl by Dawid Drabik

Data 4 czerwca 1989 roku nazywana jest przez niektórych jako narodziny demokratycznej Polski, zatem możemy powiedzieć, że dzisiaj III Rzeczpospolita (niektórzy za narodziny nowego ustroju przyjmują wejście w życie nowelizacji konstytucji 31 grudnia 1989 roku) świętuje swoje 30. urodziny. Nie bronię nikomu świętowania, ale brakuje mi trochę refleksji na temat tego czy dobrze wykorzystaliśmy ten czas jako naród.

 

Nawet jak spojrzymy dzisiaj na to jak świętowana jest 30. rocznica pierwszych częściowo wolnych wyborów, to widzimy jaki podział wytworzył się pomiędzy dominującymi na dzisiejszej scenie politycznej obozami, które jednak wywodzą się z dziedzictwa 4 czerwca, czy wcześniejszych obrad okrągłego stołu. Na pewno tamte wydarzenia doprowadziły do demokratyzacji, bo możemy się spierać czy częściowo wolne wybory to jest sukces, gdy na Węgrzech udało się opozycji antykomunistycznej od razu wywalczyć całkowicie wolne wybory, to zawsze musimy wziąć taką poprawkę, że Polacy i Węgrzy nie znajdowali się w identycznej sytuacji, chociażby z tego, że opozycja miała naprzeciwko sobie różnych ludzi, o różnym charakterze ugodowości. Dlatego też dzisiaj nie widzę sensu w podejmowaniu rozważań, czy 30. lat temu mogło być inaczej. Patrząc z tak dużej perspektywy zawsze odpowiem – można było inaczej. Wspominam o tym, bowiem odnoszę wrażenie, że cały czas wiele osób żyje tamtym sporem sprzed jak już wspomniałem 30 lat.

 

Dzisiaj brakuje mi natomiast dyskusji o tym, czy Polska następne 30. lat wykorzystała w pełni? A żeby móc odpowiedzieć na to pytanie, musimy najpierw zadać sobie pytanie, gdzie jesteśmy dzisiaj Nie jesteśmy drugą Japonią, tak jak mawiał jeden z polityków, choć zaczynamy borykać się z podobnymi problemami jak Japończycy w strukturze społecznej. Do 1989 roku program dla opozycji solidarnościowej był prosty – zakończyć rządy komunistów w Polsce, co niekiedy wiązało się z heroicznością. Data 4 czerwca jawi się jako jeden z symboli osiągania tego celu. Potem ,,nowym elitom” przyszło już jednak wziąć odpowiedzialność za kraj, w nowych realiach międzynarodowych. Było to zupełnie nowe wyzwanie niż walka prowadzona z ,,komuną” do tamtej pory. Dzisiaj patrząc z perspektywy trzech dekad widzimy, że nie udało się uniknąć błędów, co jednak było kosztem wejścia na scenę nowych elit, uczących się dopiero.

 

Na pewno należy się odnieść do kwestii transformacji gospodarczej, odejścia od gospodarki socjalistycznej do modelu wolno rynkowego. Zasadności tego kierunku raczej dzisiaj nikt nie kwestionuje, bowiem upadek Związku Radzieckiego pokazał, iż model socjalistyczny jest bez przyszłości. Nawet Chiny których ustrój przypomina do dzisiaj PRL, gospodarczo wybrały drogę globalizacji i wolnego rynku. To jednak przeprowadzona w Polsce transformacja miała wiele skutków ubocznych, wprowadzając wiele warstw społecznych nawet do biedy. Na łamach Nowej Konfederacji Bartłomiej Radziejewski odnosząc się do reform gospodarczych Leszka Balcerowicza stwierdza, że tak naprawdę opracował on tylko wariant wdrożenia na polskim gruncie koncepcji transformacji Jeffreya Sachsa – Polska transformacja gospodarcza była z naszej perspektywy spełnieniem marzeń o dołączeniu do wolnego świata. Ale z perspektywy tego ostatniego była przede wszystkim wdrożeniem nad Wisłą (i w całym regionie, a w mniejszym stopniu też w reszcie dawnego bloku komunistycznego) zasad Konsensusu waszyngtońskiego. A więc dziesięciu reguł nowego ładu światowego, będących podstawą polityki Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, spisanych pod koniec lat 80. przez amerykańskiego ekonomistę Johna Williamsona. Zasady te to przede wszystkim likwidacja barier dla zagranicznych inwestycji, liberalizacja rynków finansowych i handlu oraz prywatyzacja. A także: utrzymanie dyscypliny finansowej, jednolitego kursu walutowego, gwarancja praw własności i deregulacja. Oficjalnie Konsensus waszyngtoński miał służyć szerzeniu „stabilnego i zrównoważonego wzrostu i rozwoju gospodarczego”. Realnie – był reorganizacją globalnego porządku wobec konstatacji o upadku ładu jałtańskiego pod dyktando zwycięskich mocarstw zachodnich, zmierzających teraz do (neo)kolonizacji dawnego Drugiego Świata, czyli bloku komunistycznego – pisze Bartłomiej Radziejewski.

 

W tym miejscu pozwalam sobie wyartykułować tezę do dalszej dyskusji – czy Polska stała się krajem neokolonialnym? Spójrzmy chociażby na handel, gdzie zakupy robimy głównie w zagranicznych marketach, którzy wiele małych polskich podmiotów ,,wykurzyły” z rynku.

 

Radziejewski w swojej analizie podkreśla, że Polska jest raczej krajem peryferyjnym i odsyła do analizy swojego kolegi Macieja Gurtowskiego sprzed 5 lat – Nasz kraj jest dokładnie na tyle słaby, aby dać się wykorzystywać, i jednocześnie na tyle silny, aby można tu było utrzymać w miarę dobrą infrastrukturę i owo wykorzystywanie usprawnić – pisał wówczas Gurtkowski, analizując wypowiedź byłego ministra, iż Polska jest ,,dzikim” krajem – Miękkie państwo i jego agendy jest stanowcze i brutalne jedynie wobec słabych. Przed silnymi graczami jest usłużne i uległe. Nie ma silnej armii, nie ma ambicji kreowania faktów politycznych w innych państwach regionu. Miękkie państwo nie ma strategicznego interesu, dla niego istnieje tylko „bieżączka”. Obywatele, przedsiębiorcy i naukowcy w miękkim państwie, jeśli osiągają sukces, to częściej pomimo niego, a nie dzięki jego pomocy. Na domiar złego miękkie państwo wcale nie jest małe i tanie. Lawinowo gromadzi dług i obrasta biurokracją.

 

Czy powyższe opisy nie przedstawiają dzisiejszej Polski? Zastanowienie się nad tym pytaniem pozostawiam jako refleksję dla Państwa, bo odpowiedzi nie muszą być wcale zero-jedynkowe. Tutaj chodzi bardziej o zdanie sobie sytuacji w miejscu, gdzie obecnie się znajdujemy. Tylko z tą świadomością będziemy wstanie zdefiniować nowe cele.