Czy żądania lekarzy-rezydentów zostaną w końcu spełnione?



„6,8 procent na zdrowie!” – tak brzmiało jedno z haseł Marszu Rezydentów, który 1 czerwca przeszedł ulicami Warszawy. Młodzi lekarze walczą nie tylko o godne warunki pracy, ale i odpowiednie dofinansowanie publicznej ochrony zdrowia.

 

„Stop śmierci w kolejkach”

29 czerwca 2019 roku ulicami Warszawy przeszedł marsz lekarzy-rezydentów. Protestowali oni przeciwko niedostatecznemu finansowaniu publicznej ochrony zdrowia. Uczestnicy domagali się przestrzegania porozumienia, które zawarto w lutym zeszłego roku.

 

Młodzi lekarze nie walczą o podwyżki. Walczą o lepsze warunki w szpitalach. Jedna z protestujących osób podsumowała, jakie są skutki obecnego stanu rzeczy: okropne jedzenie, odpadające tynki, brak remontów, toalety niespełniające norm sanitarnych. Niestety, w większości szpitali takie realia to norma. Wpływa to na zdrowie i samopoczucie pacjentów oraz personelu medycznego. Jak można wyczytać w pewnej znanej anegdocie – „nie jest dobrze”.

 

Protest rozpoczął się o godz. 13 przed siedzibą Ministerstwa Zdrowia. W tym miejscu przemawiali organizatorzy. Podkreślili, że głównym przesłaniem, jaki niesie za sobą manifestacja jest dobro pacjentów i ograniczenie ich umieralności w kolejkach. Zwrócili uwagę na to, że w całym systemie brakuje ponad 10 mld złotych, co jest sumą ogromną. Czy podejmuje się jakieś krok w kierunku zmniejszenia tej sumy? Wszak rząd obiecał, że będzie podnosił PKB z roku na rok. Okazuje się, że nie robi tego w oparciu o aktualną wartość PKB, tylko korzysta z danych sprzed kilku lat. Protestujący są usatysfakcjonowani tym, że rząd zaczyna wprowadzać wspomagające programy socjalne. Podkreślają jednak, że nakłady na publiczną służbę zdrowia są nadal zbyt niskie, a partia rządząca nie spełnia swoich obietnic. Jednocześnie zarzuca Jarosławowi Kaczyńskiemu to, że  przeznaczył 40 mld złotych obiecane w kampanii do Parlamentu Europejskiego na zupełnie inne cele.

 

Organizatorzy zwracali uwagę na to, że protest jest apolityczny, dlatego odbył się po wyborach do Europarlamentu. Do manifestujących wyszedł wicemister zdrowia Janusz Cieszyński. Podkreślił, że PKP wzrosło i, że do 2024 ma wynosić 6 procent. Pozwoliłoby to na zmniejszenie kolejek. Wiceminister przedstawił również plan dotyczący studiów lekarskich. Chodzi o zwiększenie o 50 procent miejsc pracy na danym kierunku. Sam przyznał, że taki proces może być długotrwały.

 

„Jeden lekarz – jeden etat”

Na manifestacji można było zauważyć transparenty z hasłami takimi, jak „Stop śmierci w kolejkach”, „Zmęczony lekarz – żaden lekarz”, „Krótsze kolejki – dłuższe życie” lub „Powiedz lekarzu, gdzie wyjedziesz po stażu”. Organizatorzy mówili o tym, że nie tylko pacjenci umierają w kolejkach, ale i lekarze na dyżurach. Wynika to przede wszystkim ze skrajnego przemęczenia oraz niedożywienia. Obecnie lekarze mają tak dużo obowiązków, że czas nie pozwala na odpowiednie zajęcie się poszczególnymi pacjentami i na to, by zająć się ich dokumentacją medyczną. Dosłownie biegają z oddziału na oddział, ze szpitala do szpitala.

 

W obecnej chwili lekarze muszą pracować na przykład 4 doby bez snu i normalnego posiłku. To wszystko sprawia, że są nieefektywni i opieka nad pacjentami staje się rzeczą niemalże niewykonalną. Lekarze uważali, że takie warunki pracy wpływają na ich funkcjonowanie psychofizyczne,co przekładało się na efektywność, koncentrację i uwagę, ale też stanowią ogromne zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia pacjentów. W przypadku zawodu lekarza odpoczynek i regeneracja stanowią niemalże kluczowy punkt dla prawidłowego wykonywania swoich obowiązków. Kwestie czasu pracy określa ustawa o zakładach opieki zdrowotnej: „Czas pracy pracowników zatrudnionych w zakładzie opieki zdrowotnej, z zastrzeżeniem art. 32i ust. 1, w przyjętym okresie rozliczeniowym, nie może przekraczać 7 godzin 35 minut na dobę i przeciętnie 37 godzin 55 minut na tydzień w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy w przyjętym okresie rozliczeniowym” – można przecztać w art. 32g ust. 1 ustawy o ZOZ. Dlaczego więc sytuacja wyglądała tak, jak wyglądała? Przyczyna może tkwić w kilku punktach. Starsi lekarze nie są w stanie pracować w takim tempie, więc dużo obowiązków spadało na rezydentów. Bardzo często spotyka się również niedostatek personelu na różnych oddziałach. Wakaty na stanowiskach sprawiają, że luki wypełniają pracownicy już zatrudnieni. W szpitalach znajduje się bardzo dużo oddziałów, na których pacjenci potrzebują całodobowej opieki zdrowotnej. Często obserwuje się całkowity lub ogromny brak zorganizowania w strukturach. Problem nadal istnieje pomimo zredukowania godzin pracy.

 

„Nie będziemy jeść”, czyli jak to się zaczęło.

Warunki, jakie panowały w szpitalu sprawiały, że ci młodzi ludzie byli przemęczeni, śpiący i mieli problemy z koncentracją. Taki stan sprawiał, że opieka nad pacjentami i leczenie ich było zbyt dużym wyzwaniem. Do tego niska pensja, która na pewno nie wprowadzała w stan euforii. Rezydenci powiedzieli światu „Dość!” i postanowili walczyć o swoje. Na początku października 2017 roku postanowili rozpocząć strajk głodowy. Wybrani rezydenci podjęli się tej formy protestu. Reszta wspierała ich np. oddawaniem krwi w pobliskich klinikach. Młodzi lekarze przekazali wtedy swoje postulaty ówczesnemu ministrowi zdrowia, Konstantemu Radziwiłłowi. Dotyczyły one głównie reformy ochrony zdrowia:

1. Zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do poziomu europejskiego nie

niższego niż 6,8 PKB w przeciągu trzech lat,

2. Likwidacji kolejek,

3. Rozwiązania problemu braku personelu medycznego,

4. Likwidacji biurokracji w ochronie zdrowia,

5. Poprawy warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia.

Rezydenci zastrzegali się, że zwiększenie zarobków nie jest najważniejszym postulatem. Chodziło (i nadal chodzi) im przede wszystkim o poprawę organizacji i pracy w ochronie zdrowia. Niestety rząd uznał tę sprawę jako marginalną i skupił się na płacy.

 

Strajk głodowy przerwano 31 październik 2017 roku. Rezydenci przekazali tę informację podczas konferencji prasowej. Podkreślili, że protest się nie kończy i przyjmie inną formę, gdyż nie spełniono wszystkich postulatów. Jako Porozumienie Zawodów Medycznych zostali włączeni do Rady Dialogu Społecznego, co sprawia, że ich głos jest ważny. Rząd jednak bagatelizuje ów Dialog. Tak samo, jak próby rozmów i prośby o spotkania z władzą. Minister Zdrowia z radością przyjął wiadomość o zakończeniu strajku. Oświadczył też, że postulaty zostały zrealizowane lub będą realizowane. Marszałek Senatu, Stanisław Karczewski dodał, że są otwarci na każdą rozmowę oraz debatę.

 

W 2018 lekarze wypracowali kompromis z teraźniejszym ministrem zdrowia, Łukaszem Szumowskim, o czym na Twitterze poinformował resort zdrowia. Porozumienie zakłada zwiększenie wynagrodzeń lekarzy specjalistów, którzy pracują w jednym szpital oraz rezydentów, którzy po zdobyciu specjalizacji będą pracować w Polsce przez okres dwóch lat. Minister Zdrowia podkreślił, że najważniejszym elementem jest coroczne zwiększanie nakładów i osiągnięcie 6 proc. w 2024. To był ważny w kierunku uzyskania PKB w wysokości 6,8 punktów procentowych. Dlaczego więc rząd nie spełnia danej przed rokiem obietnicy?

 

Czy w ciągu kolejnych kilku lat sytuacja publicznej ochrony zdrowia będzie ulegać radykalnej zmianie i nakłady na nią będą wyższe? Tego dowiemy się w ciągu kilku kolejnych lat. Póki co sytuacja pacjentów i lekarzy niewiele się zmieniła.