W ostatnich latach coraz więcej uwagi poświęca się promowaniu komunikacji miejskiej czy budowaniu infrastruktury przyjaznej dla pieszych oraz rowerzystów. Dość często w dyskusjach na tematy ,,miejskie” pojawia się słowo ,,zakaz”. Polityka zakazów oraz ograniczeń uchodzi za coraz popularniejszy środek do zmiany nawyków mieszkańców.
Polskie samorządy póki co podchodzą z dystansem do oczekiwań społeczników, obawiając się, iż narażą się pozostałej części mieszkańców. Ostatnio głośno zrobiło się o Krakowie, gdzie pojawił się pomysł wzorowany na wiedeńskim eksperymencie, aby zakazać dowożenia dzieci do szkół. Pomysłodawcy wyszli z założenia, że podwożenie sprzyja występowaniu otyłości wśród dzieci. Zapewne w tym jakieś racje są, tylko próbuje się przeciwdziałać temu zjawisku w najbardziej ,,prymitywny” sposób, czyli stawiając na drodze barierce i zamykając drogę w okolicy placówki. Publikacje na temat Krakowa sprawiły, że podobne postulaty zaczęły pojawiać się również w innych polskich miastach.
W wielu dużych miastach zauważalny jest problem rosnącej liczby samochodów w centrach, co wpływa na większą emisje dwutlenku węgla, ale też generuje denerwujące wszystkich korki. Przeciwdziałać temu może wzrost znaczenia transportu zbiorowego. Tutaj w dyskusji sięga się ponownie za najprostsze metody – ograniczyć liczbę miejsc parkingowych w centrum, drastycznie podnieść opłaty za parkowanie, czyli w pewnym sensie wymusić zmianę nawyków. Głosy o całkowitym zakazie wjazdu do centrum są póki co marginalne. Wszystko sprowadza się jednak do tego, aby zlikwidować transportowi zbiorowemu konkurencje.
Rozwój transportu zbiorowego jest ważny, ale sztuka polega na tym, aby doprowadzić do sytuacji, iż będzie on atrakcyjniejszy od transportu indywidualnego. Wiązać powinno się to z ciągłym rozwojem taryf, a także usprawnianiu kanałów sprzedaży biletów. Spójrzmy bezpośrednio na Bydgoszcz – sieć dystrybucji biletów przez ostatnie lata zbytnio się nie poprawiła, ostatnio pojawiły się terminale umożliwiające bezdotykową płatność za przejazd, co jest dobrym posunięciem, ale cały czas występują usterki, natomiast odpowiedzialność za brak możliwości sprzedaży spoczywa praktycznie na pasażerze. Planujemy sobie dzień, wsiadamy do autobusu, a tu okazuje się, że biletu nam system nie sprzeda, bo ma opóźnienia w komunikacji z bankiem (ostatnio taki problem się pojawił), mamy wybór jechać dalej ryzykując mandatem, albo wysiąść i się spóźnić do celu, zimą dodatkową atrakcją będzie przymusowe oczekiwanie na mrozie. Gdybyśmy zdecydowali się na samochód osobowy taka niespodzianka nas by nie spotkała. W kwestii taryf od wielu lat pojawia się postulat wprowadzenia powszechnych biletów czasowych, ostatnio coś w tym temacie drgnęło, ale cały czas idzie to jak krew z nosa.
Skupianie aktywizmu na zakazach i ograniczeniach, będzie zawsze prowadziło do budowania ,,miejskim społecznikom” czarnego PR, dlatego w mojej opinii nie tędy droga, bo dyktat zawsze będzie wywoływał opór.