W ubiegłym tygodniu w mediach pojawiła się informacja o wynikach kontroli w bydgoskim oddziale WIORiN – stwierdzone nieprawidłowości to jedna sprawa, ale większy niepokój powinny budzić okoliczności towarzyszące, z których wypłynąć może podejrzenie, iż do wewnętrznej gry w obozie Zjednoczonej Prawicy, wykorzystano instytucje państwowe. Za tym idzie podejrzenie, że mogło dojść do nadużycia kompetencji przez wojewodę.
Na temat wyników kontroli piszemy więcej – Wojna w obozie Zjednoczonej Prawicy coraz bardziej otwarta
Kontrola została wszczęta w okresie, gdy w obozie Zjednoczonej Prawicy dyskutowano o tym, kto uzyska poparcie w wyborach na prezydenta Inowrocławia. Pod uwagę brano dwie kandydatury – kontrolowanego dyrektora WIORiN Marcina Wrońskiego i związanego z Solidarną Polską Ireneusza Stachowiaka, tego drugiego popierał szef struktur PiS w powiecie inowrocławskim Mikołaj Bogdanowicz. Decyzję o kontroli podjęto natomiast za zgodą wojewody Mikołaja Bogdanowicza. Nieoficjalnie dotarły do mnie informacje, że w kuluarowych dyskusjach jednym z argumentów przeciwko Wrońskiemu, była właśnie przedmiotowa kontrola. Kojarząc te fakty, może pojawić się podejrzenie, że szef PiS w powiecie inowrocławskim, dla przeforsowania popieranego przez siebie kandydata, mógł użyć władzy związanej ze sprawowaniem funkcji wojewody. Samo podejrzenie, że tak mogło być jest rzeczą niedopuszczalną w demokratycznym państwie prawa.
W odpowiedzi do mojej publikacji może się pojawić pytanie – czy zatem wojewoda mając wiedzę o możliwych nieprawidłowościach w WIORiN, nie powinien podejmować działań kontrolnych? Oczywiście, że powinien, ale tutaj dotykamy sedna problemu. Mianowicie chodzi o łączenie funkcji partyjnej z funkcją wojewody. Przykład tej kontroli pokazuje, że nie sprawdza się to i budzić może poważne wątpliwości co do ducha demokratycznego państwa prawa.