Wystąpienia obywatelskie na sesji Rady Miasta Bydgoszczy zostały zainaugurowane po 2010 roku przez ówczesnego przewodniczącego Romana Jasiakiewicza. Chodziło o to, aby mieszkańcy mogli przyjść ze swoimi wizjami i pomysłami do samorządowców. Żeby też poczuli się, że to jest ich samorząd.
Idea ta niby funkcjonuje do dzisiaj, do wystąpień dalej dochodzi, ale coraz częściej występujący mogą czuć się jako intruzi. Niegdyś wystąpienia odbywały się na początku sesji, teraz postanowiono jest przesunąć na koniec, rzekomo z troski o mieszkańców, którzy do południa pracują. Takie rozwiązanie niesie jednak inny problem, bo przebieg sesji jest trudny do przewidzenia, a jak radni się konkretnie pokłócą politycznie, to wystąpienie wypaść może nawet w okolicy północy. Jak obywatel poczeka na nie od godziny powiedzmy 14, to może już nie mieć siły, aby zabrać głos. I niestety dochodziło do sytuacji, gdy po godzinie 23 mieszkańcy rezygnowali z głosu.
O wystąpieniu Macieja Jasińskiego w imieniu Rady Osiedla Kapuściska już raz pisałem, tuż wrześniowej sesji Rady Miasta, gdy planowane było ono pierwotnie. Z racji obecności przedstawicieli tego osiedla już o godzinie 9:00, gdy zaczynała się sesja, radni opozycji zaproponowali, aby odbyło się ono na początku, Koalicja Obywatelska i SLD odrzucili ten wniosek. Gdy po godzinie 14:00 ogłaszano godziną przerwę obiadową, a sesja szła powolnie, Jasiński postanowił przesunąć wystąpienie na koniec października.
Półtora tygodnia temu Maciej Jasiński pojawił się na sali sesyjnej ponownie, tym razem sesja szła w miarę sprawnie, więc o przyzwoitej porze wszedł na mównice – Ubolewam nad tym, że wystąpienia obywatelskie przesuwane są na sam koniec – rozpoczął od przytyku. Następnie wyjaśnił, że lepiej, aby wystąpienia obywatelskie odbywały się zawsze z rana, bo trudne jest przewidzenie, kiedy sesja będzie się kończyć, co wymaga od obywateli siedzenia przez kilka godzin. Od redakcji dodam natomiast, że obywatele za udział w sesji, w przeciwieństwie do radnych, nie otrzymują diet.
Jasiński mówił o większej potrzebie dbania na Kapuściskach o zieleń. Nie ograniczał się jednak do oczekiwań większej liczby nasadzeń, ale poruszył tez problem niszczenia drzew i krzewów podczas prac inwestycyjnych, często z powodu złego obchodzenia się z nimi budowlańców. Przedstawił za dobry przykład Wrocław, gdzie opracowano ,,Standardy Ochrony Drzew w Inwestycjach”, zasugerował, że radni powinni zlecić opracowanie takich wytycznych również dla inwestycji w Bydgoszczy.
Nie mógł mówić jednak swobodnie, bo po około 10 minutach przewodnicząca Monika Matowska przypomniała mu, ze czas powoli się kończy i powinien zbliżać się ku końcowi. Przy kolejnej uwadze wyraził ubolewanie, że zanim doszedł do głosu musiał się przysłuchiwać kłótni między radnymi.
Jeden z dziennikarzy usłyszał, jak jeden z radnych miał wyraził komentarz ,,co on p…..”. Nie słyszałem tego komentarza, więc nie rozwijam tematu (jedynie wskaze, że takie podejrzenie kierowane jest do radnego koalicji) ,ale była by to już wisienka na torcie w procesie wypaczania wystąpień obywatelskich przez bydgoskich samorządowców.