Diamond Princess to statek wycieczkowy nazwany też ,,pływającym więzieniem” oraz ,,wylęgarnią koronawirusa”. Statek z ponad 2,6 tys. pasażerów i 1 tys. załogi wypłynął z portu w japońskiej Jokohamie, w trakcie rejsu stwierdzono u jednego z pasażerów zachorowanie na koronawirusa, mężczyznę wysadzono w Hongkongu, a statek wrócił do Japonii, gdzie zapadła decyzja o zastosowaniu kwarantanny.
Nie wiemy ile osób zaraził 80-letni Chińczyk i czy był on jedynym nosicielem koronawirusa. Decyzja o kwarantannie zapadła w Jokohamie 4 lutego. Dość szybko zaczęło przybywać chorych, których liczba wyniosła blisko 700 osób, 7 osób zmarło. Statek pasażerowie i załoga opuścili dopiero 2 marca, jako ostatni wyszedł na suchy ląd kapitan Gennaro Armia. Do dzisiaj ponad 200 osób uznaje się za chorych na COVID-19.
Wśród pasażerów Diamond Princess było trzech Polaków. Według polskiego MSZ nie zostali oni jednak zarażeni koronawirusem.
Decyzję o kwarantannie krytykują naukowcy z Uniwersytetu Umea w Szwecji, w których opinii, gdyby pozwolić pasażerom zejść na ląd i zorganizować na nim kwarantanne, to według ich obliczeń zarażonych koronawirusem byłoby około 70 osób, czyli jakieś dziesięć razy mniej.