Język debaty, to jeden z większych problemów naszego życia politycznego. Gdy puszczają hamulce zaczyna się eskalacja, która niekiedy kończy się czynną agresją. Łatwy dostęp do mediów społecznościowych sprawia, że głosić agresywne treści jest łatwo, ale jeżeli mamy do czynienia z osobami działającymi politycznie, to biorą oni odpowiedzialność nie tylko za swój wizerunek, ale też całej formacji.
We wtorek na Facebook-u ukazał się wpis bydgoskiego działacza PiS Łukasza Kulpy, który odnosząc się do głosów krytyki opozycji wobec przejęcia przez PKN Orlen grupy medialnej Polska Press, nazwał przeciwników obozu władzy ,,dziczą” oraz porównał ich do ,,nowotworu złośliwego”, co jest niezbyt inteligentne, z uwagi na to, że nowotwory są przyczyną wielu tragedii ludzkich.
Nie chodziło nam jednak o robienie sensacji, stąd też wróciliśmy uwagę kilku lokalnym działaczom PiS na problem, którzy o dziwo przyznali nam rację i zapowiedzieli interwencję. Widocznie nie mają za dużej siły przebicia. Przy dzisiejszym poziomie polaryzacji sporu, niniejsza publikacja może być uznana jak ,,lewacki atak”, na co być może autor wpisu liczy – to jest jednak tylko zwrócenie uwagi na knajacki język.
Z PO wykluczony za chamski język
Jeszcze w 2012 roku bohater tego tekstu działał w PO, był nawet asystentem posłanki Iwony Kozłowkiej. Wówczas jednak przekroczył granicę wpisem na Facebook-u o treści: Onanizowanie się Katastrofą Smoleńską tak jak robią to środowiska prawicowe jest bardziej obrzydliwe od stosunku człowieka ze zwierzęciem.
Władze PO postanowiły podziękować mu za współpracę.
Aktualizacja:
Łukasz Kulpa angażujący się w kamapnie prezydenta Dudy twierdzi, że do PiS-u się nie zapisał, również informuje nas, żę do PO nigdy nie należał, co innego pisał jednak w mediach społecznościowych: