Kilka dni temu przypadła 157 rocznica wybuchu powstania styczniowego, zrywu niepodległościowego wymierzonego przede wszystkim w Imperium Rosyjskie. Rocznica może niezbyt zauważona, to jednak co dostrzegam, jak się dzisiaj ktoś wypowiada o tym postaniu, to raczej stara się usprawiedliwiać tamten zryw, przyznając co prawda tragiczny finał i klęskę, ale podkreślając jednocześnie zasługi dla zachowania polskich emocji, polskiej tożsamości. Być może warto jednak spojrzeć jak na tę sprawę zapatrywały się osoby uznawane za autorytety sto lat temu.
Osobiście nie podejmuje się oceny powstania styczniowego, nie czuje się bowiem na siłach wydawać oceny ponad 150 lat po fakcie. Chciałbym jednak oddać głos przedstawicielom pokolenia, które urodziło się zaraz po tym powstaniu, bezpośrednio widząc jego skutki, które jednocześnie też widziało jak Polska stawała się ponownie niepodległa. Romana Dmowskiego, jednego z ojców tej niepodległości nie trzeba zbytnio przedstawiać, prof. Roman Zdziechowski miał poglądy bliższe galicyjskim konserwatystom, często z Dmowskim polemizując, jednocześnie był jednym z największych w tamtym okresie orędownikiem przyjaźni polsko-węgierskiej. Najmłodszą osobom w tym gronie będzie publicysta Stanisław Cat Mackiewicz, jeden z bardziej wyrazistych publicystów okresu II Rzeczypospolitej, w latach 1954-1955 premier polskiego rządu na uchodźstwie.
Dmowski i Zdziechowski często prezentowali zupełnie inne poglądy, to jeżeli były rzeczy o którym mówili podobnie, to była to ocena skutków powstania styczniowego z 1863 roku – Rosję dzieliły z Niemcami szerokie interesy polityki mocarstwowej i przeciwieństwo tych interesów prowadziło do starcia. Jednocześnie sprawa polska była węzłem, który ją z Niemcami łączył. Nasza polityka porozbiorowa ten węzeł zacieśniała, a powstanie 1863 roku zawiązało go wtedy, kiedy się już zrywał, i zdobyło sobie wielkie znaczenie historyczne, dla Polski zaś dobę najstraszniejszego ucisku i poniżenia – pisał Roman Dmowski w książce ,,Polityka polska i odbudowa państwa”. Dmowski w swojej teorii dążenia do niepodległości widział szansę jedynie w konflikcie Rosji z Niemcami, jak zresztą pisze dalej – tylko rozprawa między Rosją a Niemcami mogła przyszłość naszą uratować. (…) Cała tradycja porozbiorowa, święcona stale w obchodach listopadowych i styczniowych, była przeciw tej polityce. Była to, co prawda, tradycja klęsk, tradycja stopniowego likwidowania sprawy polskiej, myśmy wszakże tak odbiegli od innych narodów, że święcimy klęski, gdy tamte święcą zwycięstwa. Gorsza, że autorowie klęsk umieją przemawiać jak mistrze.
Dogodne warunki dla koncepcji Dmowskiego pojawiły się dopiero w 1914 roku, gdy Niemcy i Francja stanęły przeciwko sobie w I wojnie światowej.
Nie dzieciństwem, lecz szaleństwem nie usprawiedliwionym było żadnymi rachubami było powstanie w 1863 roku. Szaleństwem największym nie tylko nie zasługującym na pobłażliwość, ale wprost zbrodniczym wydawały się wszelkie pomysły powstańcze po 1683 roku – pisze w książce ,,Widmo przyszłości” prof. Marian Zdziechowski (wydanej po jego śmierci w 1939 roku), w pewnym momencie rektor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie (tradycję tej uczelni kontynuuje obecnie Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu). Zdziechowski podobnie jak Dmowski za skutek powstania uznał umocnienie przyjaźni niemiecko-rosyjskiej.
Dla Polaków klęska powstania styczniowego przyniosła szereg represji: likwidacja autonomii, konfiskaty majątków, zsyłki na Syberię, ograniczenia dla języka polskiego oraz bardziej represyjną rusyfikację, natomiast w zaborze pruskim analogicznie zaostrzono politykę germanizacji. Zdziechowski i Dmowski dostrzegli jednak również skutki międzynarodowe tego powstania, bowiem Polacy cieszyli się dużą sympatią opinii publicznej we Francji, z kolei rządzący krajem Napoleon III (nie mylić z Napoleonem I, który kilkadziesiąt lat wcześniej szedł na Moskwę) budował sojusz francusko-rosyjski – zachwianie się polityki Napoleona III szybki upadek prestiżu jego i Francji, triumfalne wejście Bismarcka na widownię spraw europejskich i ujęcie mocną ręą ich steru, Sadowa, Sedan – to są bezpośrednie następstwa 1863 roku. A po Sedanie nowopowstałe Cesarstwo Niemieckie i carat jeszcze ściślej z sobą się łączą we wspólnym dziele zagłady narodu, nawet imienia polskiego – pisał prof. Zdziechowski.
Jednym ze skutków powstania 1863 roku, które było strasznym ciosem wymierzonym pośrednio we Francję — co prawda, całkiem nieświadomie z naszej strony i nie bez udziału mętnej polityki Napoleona III – oceniał z kolei Roman Dmowski – Gdyby nie było roku 1863, nie byłoby ani 1866, ani 1871.
Pod Sadową w 1866 roku rozegrała się bitwa pomiędzy Prusami, przeciwko Austrii i Saksonii. Klęska Austrii rozpoczęła okres hegemonii Prus w Związku Niemieckim, od tej pory Austria politycznie w praktyce wypełniała politykę Berlina. Bitwa pod Sedanem z 1870 roku natomiast przesądziła o losach wojny prusko-francuskiej, zakończonej klęską Francji w 1871 roku (stąd tez nawiązanie Dmowskiego do tej daty).
Sadowa i Sedan oraz powstanie styczniowe, jak można wywnioskować z myśli Dmowskiego i Zdziechowskiego, zdecydowały o tym, że nie udało się zbudować przeciwwagi w Europie do Prus, którą mógł stanowić sojusz Francji, Rosji i Austrii, gdzie Francuzi mogli odgrywać kluczową rolę, co mogło być intencją polityczną Napoleona III. Wspomniana bitwa pod Sedanem zdaniem brytyjskiego polityka i pisarza Lorda D’Abernona zalicza się do 18 bitw, które zdecydowały o losie świata.
Zacieśnienie przyjaźni na nowo. Gdy przymierze francusko-rosyjskie dało Rosji pozycję międzynarodową od Niemiec niezależną, wojna japońska i kryzys wewnętrzny w Rosji tę pozycję osłabiły, uzależnienie Rosji od Niemiec znów się zwiększyło, a polscy rewolucjoniści znów do tego trochę pomogli – pisał Roman Dmowski.
Na koniec kilka zdań od Stanisława Cata Mackiewicza, który urodził się dopiero 1896 roku – Powstańcy styczniowi wiedzieli, że sami swoimi dubeltówkami nie rozgromią olbrzymiej armii carskiej, ale byli przekonani, że Europa da im pomoc. Francja, która nam tej pomocy nie dała, ale dać chciała, tylko oczywiście o tyle i w tych granicach, o ile to nie kolidowało z jej interesami narodowymi. Ponieważ ta kolizja z każdym miesiącem stawała się bardziej nieuchronna, więc Francja oddała wreszcie pierwszeństwo swoim interesom narodowym przed polskimi interesami narodowymi. Trudno Francuzom się dziwić. Gdybym był ministrem Napoleona III, postępowałbym tak samo. Anglia, która w powstaniu widziała doskonałą okazję do swej gry dyplomatycznej, a mianowicie do skłócenia Francji z Rosją, i dlatego starała się powstanie rozszerzyć i podniecić.
Słowami Mackiewicza można by te całe rozważania o powstaniu styczniowym podsumować – W ogóle rozmyślania nad dyplomatyczną historią Europy z okresu powstania styczniowego są niesłychanie ciekawe i bardzo pouczające. Przekonują one nas, że w polityce oczywiście przede wszystkim ważne są fakty realne, ale że obok tego mogą wchodzić w grę także możliwości faktów. (…) Poważni historycy dyplomacji XIX wieku zgadzają się wszyscy, że wybuch powstania stał się nie lada odskocznią dla polityki Bismarcka. Należy pamiętać, że w roku 1863 Bismarck jeszcze nie miał ani tej siły, ani tego dorobku, jaki miał dwadzieścia lat później. Stał na czele państwa drugorzędnego, słabszego od Rosji, Francji, Austrii i prowadził politykę wewnętrzną przez wszystkich uważaną za politykę awanturniczą. Był reakcjonistą i stosował chwyty rewolucyjne. Anglia wtedy dobrze życzyła Prusom, które uważała za państwo, które może się przydać, i dlatego Anglia chciała koniecznie odebrać ster rządów w Prusach Bismarckowi uważając go za człowieka niepoważnego i niebezpiecznego.
Otóż Bismarck wygrał wybuch powstania w Polsce w sposób znakomity. Zawarł z Rosją już w dniu 8 lutego 1863 roku, czyli w niecałe trzy tygodnie po nocy styczniowej, tak zwaną konwencję Alvenslebena, w której zapewnił Rosji współdziałanie wojsk pruskich przeciwko powstańcom i czujność antypowstańczą na ówczesnej państwowej granicy prusko-rosyjskiej.
Było to wielkie nabicie w butelkę księcia Gorczakowa, ówczesnego kierownika rosyjskiej polityki zagranicznej. Bismarck w ten sposób wyciągał powstanie na teren polityki międzynarodowej, jednocześnie wiedząc, że to przyczyni Rosji wiele kłopotów i że w tych kłopotach jego, Bismarcka, pomoc będzie Rosji potrzebna.