Aborcje były, są i będą – m.in. takie hasło skandowano w piątek przed siedzibą władz PiS okręgu bydgoskiego przy ulicy Gdańskiej. Zgromadzenie przebiegało spokojnie, choć z uwagi na znajdowanie się Bydgoszczy w strefie czerwonej, organizowanie zgromadzeń powyżej 10 osób jest zakazane. Praktyka pokazuje, że jest to martwe prawo, bowiem podobne manifestacje odbywają się dzisiaj w wielu miastach wojewódzkich, największa w Warszawie.
– PiS zachował się jak zwykli tchórze, zabierając nam nasze podstawowe prawa w środku pandemii. Prawica ma krew na rękach – mówiła Marta Gracz z Partii Razem wskazując, że Trybunał Konstytucyjny postanowił, że prawo umożliwiające do tej pory przeprowadzanie aborcji eugenicznej jest niezgodne z Konstytucją, w trakcie dużych wzrostów zachorowań, gdy protestowanie w legalny sposób jest zabronione – W 2019 roku spośród 1,1 tys. legalnych aborcji, aż 1074 zostało wykonane z powodu wad płodu, to jest prawie 98% wszystkich zabiegów. Czyli wczorajszej orzeczeni upolitycznionego trybunału oznacza koniec publicznych aborcji w publicznych szpitalach w Polsce, koniec bezpiecznych aborcji.
W trakcie manifestacji podkreślano, że aborcje i tak będą się odbywać, ale za graniami Polski lub w podziemiu. Przed drzwiami wejściowymi do biura Prawa i Sprawiedliwości zapalono złożono znicze, jako symbol ,,śmierci praw kobiet”.
W zgromadzeniu uczestniczyło kilku bydgoskich radnych, w tym wiceprzewodniczący Rady Miasta Szymon Wiłnicki i szef klubu radnych Koalicji Obywatelskiej Jakub Mikołajczak.
Było to kolejne zgromadzenie w Bydgoszczy w tym tygodniu powyżej 10 osób, pomimo obowiązywania zakazu. W środę protestowali rolnicy.