Za nami tydzień protestów, które w kluczowym momencie pandemii przyciągały w całym kraju setki tysięcy osób, co jest skalą po 1989 roku w Polsce niespotykaną. Są zapowiedzi protestowania również w nowym tygodniu. Największym problemem rządzących nie jest jednak młodzież wulgarnie atakująca partię rządzącą, bo te protesty to tylko wyrywek rzeczywistości, ale rzeczywisty problem to milcząca większość, która nawet jeżeli się nie zgadza z formą tych protestów, to wyraża poparcie dla toczącej się walki z rządem.
Przeprowadzone w ostatnich dniach badania opinii społecznej zresztą pokazały, że notowania PiS lecą łeb na szyję oraz fakt, że większość dotychczasowego elektoratu tej partii nie popiera zaostrzania prawa antyaborcyjnego. Prawicowi publicyści ścigają się w pokazywaniu jakie wulgarne transparenty pojawiają się na protestach lub są wykrzykiwane, w ten sposób liczą, że w ten sposób uda się protestujących zdyskredytować i przywrócić notowania rządowi. Problem jednak w tym, że jak już wspomniałem nie chodzi o same protesty, bo one podejrzewam w swojej formule nie mają zbyt dużego poparcia, zwłaszcza po atakach na kościoły, ale o niezadowolenie wywołane decyzjami rządzących. Nieważne jak TVP będzie się gimnastykować, aby pokazywać protesty ze złej strony, to społeczne ,,wkurzenia na PiS” i tak pozostanie.
Ze szkodą dla problematyki aborcji
Co do zasady aborcja w Polsce od 1993 roku jest zakazana, są jedynie dozwolone pewne odstępstwa np. aborcja eugeniczna o którą się tyczy spór. Rocznie tego typu zabiegów przeprowadzonych było w ostatnim czasie około tysiąca rocznie, stąd też zakładając, że w kulminacyjnym według policji momencie na ulicach polskich miast było około 430 tys. protestujących, to jest to problem dotyczący mniej niż 0,5% protestujących, a jak spojrzymy na miliony cicho wspierające protesty, to jest problem marginalny. Więc nie chodzi tutaj typowo o aborcję.
Z drugiej strony od wielu lat podnoszone są argumenty, że przesłanka do aborcji eugenicznej jest nadużywana i przeprowadzone są aborcje np. przy podejrzeniu zespołu Downa. Stąd też pojawiały się oddolne inicjatywy uchwałodawcze, aby zakazać również przesłanki eugenicznej. W tej sprawie w mojej opinii potrzebna była ogólnonarodowa debata, która być może pozwoliłaby wypracować pewien kompromis, a także przekonać większość społeczeństwa, aby skończyć z nadużywaniem prawa do aborcji eugenicznej. Tego jednak przez ostatnie lata nie było, projekty obywatelskie znajdowały się w zamrażarce, a jak trafiały już pod obrady, to publicyści ironizowali, że to tylko po to, aby przykryć inny niewygodny dla rządu temat.
Dopiero coś się ruszyło dwa tygodnie temu, gdy orzeczenie wydał Trybunał Konstytucyjny, z pominięciem debaty parlamentarnej. Wielu Polaków mogło się takim procedowaniem potraktowanych z buta. Spory o Trybunał Konstytucyjny toczyły się w Polsce od kilku lat, dla większości Polaków nie wywoływały one jednak żadnych emocji – bo jaki procent społeczeństwa korzysta bezpośrednio z usług TK? Społeczeństwo ,,machało ręką” uważając, że kłócą się politycy, ale to przeciętnego obywatela nie dotyczy. Teraz, gdy TK postanowił rozstrzygnąć temat aborcji, nagle wielu Polaków zobaczyło, że to co się dzieje w Trybunale również ich dotyczy.
Forma jaką postanowiono dokonać zmian w ustawie o planowaniu rodziny, odbierana przez społeczeństwo jako siło, tak naprawdę wywołała na tyle silny opór w społeczeństwie, że teraz prawicy będzie trudno przekonać społeczną akceptację dla ograniczenia aborcji eugenicznej.
Młodzi wyszli ,,j…ć PiS”
To co obserwujemy na ulicach to natomiast znacznie szersze zjawisko, którego nie można jedynie utożsamiać ze sprzeciwem wobec zakazu aborcji. Działania Trybunału Konstytucyjnego stały się tylko katalizatorem, który wyprowadził – nazwijmy to wkurzoną młodzież – na ulicę. Wyjaśnienie tego zjawiska wymagać będzie wiele pracy od socjologów, ale jestem bliski zgodzenia się z opiniami, że to pokolenie jest naprawdę wkurzone i nie akceptuje zasad jakie kierują naszym życiem politycznym. Część starających się patrzeć w przyszłość publicystów, do których staram się zaliczać, od dawna podnosi, że ciągłe eskalowanie debaty politycznej, w celu polaryzowania elektoratów, to droga na dłuższą metę dla Polski donikąd. Jeszcze kilka tygodni temu mieliśmy niepotrzebnie eskalowany konflikt o flagi tęczowe. Ostatnia próba polaryzowania społeczeństwa zakończyła się wyjściem na ulice pokolenia, które chce ,,j…ć” polskich polityków, dla której ,,walka z komuną” czy Solidarność, a także inne wartości wokół których przez lata polaryzowano debatę, nie mają większego znaczenia. To natomiast kolejne stadium kryzysu politycznego, z którym Polska ma coraz większy problem.