Pokłosiem epidemii COVID-19 są zakłócenia gospodarcze związane wprowadzeniem szeregu obostrzeń. Samorządy obawiają się wpływu ich na swoje finanse. Skarbnik miasta Piotr Tomaszewski uważa, że w Bydgoszcz również ta sytuacja uderzy, ale skutki epidemii na finanse miasta będzie można szacować dopiero w połowie roku, czyli za kilka tygodni.
– Musimy mieć świadomość, że to co się dzieje w gospodarce, bo to co ma miejsce w zdrowiu ma przełożenie na gospodarkę, bo może być to jednym z głównym skutkiem ubocznym – powiedział na wczorajszej zdalnej sesji Rady Miasta Bydgoszczy skarbnik Piotr Tomaszewski.
Luźne szacunki jakie przedstawił mówiły, że może być to strata na poziomie 150 – 200 mln zł. W roku budżetowym zakładano wpływ z biletów w komunikacji miejskiej na poziomie 70 mln zl, znaczny spadek podróżnych może przynieść tylko w tym segmencie spadek na poziomie 25 – 40 mln zł. Do tego dochodzą mniejsze wpływy z tytułu podatków PIT i CIT. Jedną z istotniejszych zmiennych do wyliczenia kosztów finansowych epidemii będzie czas jej trwania, co na dzisiaj jest jeszcze trudne do określenia.
Na pocieszenie skarbnik stwierdził, że Bydgoszcz w okresie gdy zaczynała się światowa pandemia była samorządem o jednej z lepszych sytuacji gospodarczych w Polsce.
Zdaniem Fitch Ratings, jeżeli wkrótce gospodarka zostanie ,,odmrożona”, to polskie miasta nie powinny sobie poradzić, być może będzie tylko trzeba przesunąć o rok dwa lata niektóre inwestycje. Zdaniem Fitcha, gdyby sytuacja przedłużyła się o kilka tygodni, wówczas mogłoby to wpłynąć na oceny ratingowe, ale zdaniem agencji ratingowej też nie od razu, bowiem około 70% przychodów miast jest chroniona przed cyklami gospodarczymi.