Bydgoska prawica nie ma się z czego cieszyć



Bydgoska prawica nie ma się z czego cieszyć

Zwycięstwo prezydenta Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich to dla obozu skupionego wokół Prawa i Sprawiedliwości zachowanie status quo – zwycięstwo o niecałe nieco ponad 400 tys. głosów przy tak dużej frekwencji nie jest jednak zdecydowane i gdyby pewne prądy zawiały inaczej być może wygrałby jego konkurent. W końcu jest to zwycięstwo głównie dzięki wysokiemu poparciu dla prezydenta na Podkarpaciu (ponad 70%), a to powinno bydgoskiej prawej stronie sceny politycznej do myślenia.

 

Skoro prezydent Duda wygrał dzięki głosom głównie na Podkarpaciu, na Podlasiu, czy w Małopolsce, to na Kujawach i w Bydgoszczy nie ma się specjalnie z czego cieszyć. Dla eksperymentu sprawdziłem wyniki dla okręgu bydgoskiego z wyłączeniem Bydgoszczy i Inowrocławia, miast które można w okręgu uznać za bastiony Rafała Trzaskowskiego – patrząc zatem tylko na małe miasta, miasteczka i wsie również wygrywa Trzaskowski, choć już bardzo minimalnie 50,4% do 49,6%. Liczenie na dobre wyniki we wschodnich województwach to nie jest jednak dobry prognostyk na przyszłość dla zwolenników prawej strony w naszym regionie.

 

Polityka to sztuka uczenia się na błędach

Badanie exit poll pokazuje, że Andrzej Duda wygrywał w grupach wiekowych powyżej 50-tki, natomiast znacząco przegrywał najmłodsze roczniki. Naturalnym kierunkiem jest to, że proporcja wyborców w grupach młodzi i starzy będzie się zmieniać z biegiem lat na korzyść tych pierwszych, do 2023 roku na wyborczym rynku pojawiają się kolejne roczniki, które obecnie nie głosowały. Te wybory pokazały, że formacja związana z prezydentem Dudą nie ma pomysłu jak pozyskać elektorat z miast, stąd też wydaje się to obecnie największym dla niej wyzwaniem. W 2023 roku Podkarpacie może nie wystarczyć w wyborach parlamentarnych, gdy mandaty poselskie rozdzielane są w oparciu o wyniki w poszczególnych okręgach. Podkarpacie też na pewno nie pomoże w wyborach samorządowych, w tym na prezydentów miast

 

Minione wybory pokazały, że forma przekazu jaką proponuje TVP Info, czy ,,Wiadomości” nie mają większego przebicia na wyborców w miastach. Pomijam artykuły pisane lokalnie na poziomie propagandy ,,Trybuny Ludu”, które nie miały prawa być w Bydgoszczy w żaden sposób opiniotwórcze.

 

Ludzie są zawsze nieprzyjaciółmi przedsięwzięć, w których widzą trudności – pisał kilkaset lat temu Niccolo Machievelii, nie traktując tego cytatu dosłownie możemy zauważyć pewną analogią z budową drogi ekspresowej S-10. Wpisanie jej do Programu Budowy Dróg Krajowych, który został wzmocniony o dodatkowe fundusze, to wydaje mi się z punktu merytorycznego, jednym z najważniejszych aktów tej kampanii wyborczej – w efekcie tej decyzji budowa inwestycji faktycznie się przybliżyła. Przez wyborców nie zostało to jednak specjalnie docenione, o czym pisałem po pierwszej turze wyborów. Wydaje mi się, że przyczyną tego jest niewiarygodny przekaz, w którym mieszkańcy nie uwierzyli emocjonalnie w tę inwestycję. W mojej opinii przyczyna takiego stanu rzeczy leży z jednej strony w konsekwentnej krytyce poczynać rządu w sprawie drogi S-10 ze strony lokalnych polityków opozycji, ale też niezbyt wiarygodnemu przekazowi ze strony rządu. Przez lata bowiem wręcz wmawiano nam, że ,,partnerstwo publiczno-prywatne to najlepsze rozwiązanie i właściwie w żaden sposób niezagrożone”. Nagle w kampanii wyborczej postanowiono od tego odejść, co zostało przez wyborców najwidoczniej niezbyt wiarygodnie odebrano. Nie zmienia to jednak faktu, że dla Bydgoszczy, czy Solca Kujawskiego są to dobre decyzje.

 

Kolejnym aspektem jest polaryzacja, która w tej kampanii była dość silna, w ostatnim jej etapie pojawiło się widoczne podkręcanie emocji negatywnych pomiędzy mieszkańcami miast i wsi. Na polaryzacji zyskiwał prezydent Duda na terenach wiejskich, ale w dużych miastach zyskiwał Rafał Trzaskowski. Obserwując ostatni tydzień kampanii Trzaskowskiego zauważyłem, że kandydat starał się prowadzić przekaz do mieszkańców wsi depolaryzacyjny, inną kwestią jest to, że niezbyt mu się to udawało. W Bydgoszczy lokalni politycy PiS natomiast budowali przekaz polaryzacyjny, chcąc pokazać, jak to bardzo Rafał Trzaskowski, razem z Rafałem Bruskim szkodzą Bydgoszczy. W praktyce polaryzując politycznie Bydgoszcz pomagali swojemu rywalowi.

 

W tym miejscu pojawia się dość ważna kwestia, wielu obserwatorów tej kampanii wyborczej, w tym analityk Marcin Palade zauważyli, że wiele osób tak bardzo miało chęć pomocy swojemu kandydatowi, że często działali na jego szkodę. Trzaskowskiemu szkodziły np. wypowiedzi celebrytów, którzy przecież jemu kibicowali. Również takie elementy mieliśmy lokalnie – w tej kampanii wiele razy pojawił się temat ulicy Bydgoskiej w Warszawie, nikt nie podjął się jednak próby zbadania jak na ten pomysł reagowali bydgoszczanie. Patrząc na reakcję internautów to były one drwiące. Co gorsze ulica Bydgoska prezentowana np. z zarzutem do Rafała Trzaskowskiego, że ten porozumiewając się z Zielonymi, wyraził sprzeciw dla polityki kaskadyzacyjnej Wisły, będącej wręcz okrętem flagowym kujawsko-pomorskiej Platformy Obywatelskiej, ten drugi temat przykryła i rozmyła. Zbudowanie zrozumiałego przekazu wokół polityki kaskadyzacyjnej wymagałoby wysiłku, ale myślę, że mogło by zostać docenione przez miejskich wyborców. Trochę na zasadzie analogii z S-10, gdzie PO systematycznie podważa działania rządowe.

 

Na koniec jeszcze jeden przykład bardziej symboliczny, tego jak ktoś chciał dobrze, ale wyszło już gorzej. Przed pierwszą turą wyborów zaognił się kryzys polityczny w gminie Białe Błota, radni nie udzielili wójtowi absolutorium, co wywołało wśród wielu mieszkańców emocje, pojawiły się nawet zapowiedzi rozpisania referendów o odwołanie wójta i Rady Gminy. Ostatniego dnia kampanii posłanka Kozanecka postanowiła przekazać dla Białych Błot symboliczny czek (wątek nieistniejącego jeszcze Funduszu Inwestycji Samorządowych to sprawa na osobne rozważania), który przekazała w jednej z wiejskich świetlic grupie radnych, która najbardziej była zainteresowana, aby wójt nie dostał absolutorium. Zdjęcia z tego spotkania stały się w ostatnim dniu kampanii wyborczej popularne na gminnych grupach na Facebook-u – nie wiem czy kogoś zachęciły do głosowania na Andrzej Dudę, ale bardzo prawdopodobniej, że przynajmniej kilku zwolenników wójta do tego zniechęciło. Pozostaje zatem pytanie, jaki był sens z wchodzeniem z kampanią za kandydatem na Prezydenta RP, w wewnętrzny spór jednej z podbydgoskich gmin?

 

Jeżeli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to kolejne wybory czekają nas dopiero w 2023 roku. Jest to dużo czasu na wyciągnięcie wniosków z błędów, ale jak uczy praktyka jest to dla ,,prawicy” za dużo czasu, bowiem skoro prezydent Duda wygrał, to teraz może się wydawać, że przez 2,5 roku można się czuć zwycięzcami.