Ostatnie dane z Eurostatu za styczeń 2021 roku pokazały, że w Polsce poziom cen rośnie najsilniej w Unii Europejskiej. To efekt dynamicznego wzrostu wynagrodzeń i intensywnej pomocy budżetowej dla firm w obliczu pandemii. Zdaniem ekonomisty Ignacego Morawskiego inflacja na poziomie między 2 a 4 proc. nie stanowi zagrożenia dla gospodarki. Na razie nie widać więc powodu do podwyżek stóp procentowych.
– Pierwszy, najbardziej ogólny powód, dlaczego inflacja w Polsce jest wyższa niż średnio w UE, jest taki, że jesteśmy gospodarką bardziej dynamiczną. Mamy wyższy wzrost wynagrodzeń, a w związku z tym też wyższy wzrost cen. I kryzys nie zaburzył tego trendu – mówi agencji Newseria Biznes Ignacy Morawski, dyrektor SpotData, główny ekonomista „Pulsu Biznesu”. – W Polsce PKB w zeszłym roku miało wyższą dynamikę niż średnio w Unii Europejskiej, a jednocześnie wynagrodzenia rosły w dość szybkim tempie, więc generalna sytuacja ekonomiczna sprzyja inflacji. Drugi powód jest taki, że skala pomocy budżetowej dla firm w Polsce była bardzo duża, większa niż średnia dla krajów Unii Europejskiej w relacji do wielkości gospodarki.
Według wstępnego szacunku Głównego Urzędu Statystycznego produkt krajowy brutto (PKB) w 2020 roku był realnie niższy o 2,8 proc. w porównaniu z 2019 rokiem. Podobnego spadku polska gospodarka doznała w IV kwartale roku w ujęciu rocznym. Dla porównania w całej Wspólnocie PKB spadł w tym czasie o 4,8 proc., zaś w strefie euro – o 5,0 proc. W najtrudniejszym II kwartale roku 2020 polska gospodarka skurczyła się o 8,0 proc., zaś unijna – o 13,9 proc. Jednocześnie przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw było w styczniu 2021 roku o 4,8 proc. wyższe niż rok wcześniej, jeszcze przed pandemią.
– Firmy nie musiały tak zażarcie walczyć o każdego klienta, obniżając ceny, wręcz przeciwnie, mogły te ceny utrzymywać na podwyższonym poziomie – wskazuje Ignacy Morawski. – Wreszcie trzecia przyczyna, dlaczego inflacja w Polsce jest wyższa niż średnio w Unii Europejskiej, to różne zmiany regulacyjne, np. na rynku przetwarzania odpadów, które podnoszą koszty wywozu śmieci. Jest więc kilka czynników, które sprawiają, że inflacja w Polsce jest podwyższona i na pewno wiele gospodarstw domowych to odczuwa.
Według pozwalającej na porównania metodologii Eurostatu zharmonizowana inflacja w styczniu wyniosła w Polsce 3,6 proc. i była najwyższa w Unii Europejskiej. W całej Wspólnocie ceny rosły w tempie trzykrotnie wolniejszym – o 1,2 proc., natomiast w całej strefie euro – o 0,9 proc. Na drugim krańcu skali znalazła się Grecja ze spadkiem cen o 2,4 proc.
Z kolei inflacja mierzona według metodologii GUS ostatnio, czyli w styczniu 2021 roku, wynosiła 2,7 proc. Cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego, czyli poziom, na którym bank centralny chce utrzymywać inflację w dłuższym okresie, wynosi 2,5 proc. z dopuszczalnymi wahaniami o +/-1 punkt procentowy. W ciągu ostatnich dwóch lat tylko w ciągu pięciu miesięcy zostały one przekroczone: w styczniu i lutym 2019 roku in minus, a w pierwszym kwartale 2020 roku in plus.
– Moim zdaniem mamy w Polsce inflację na dobrym poziomie. Rozumiem, że dla części osób ona jest za wysoka, ale generalnie z punktu widzenia stabilności gospodarki lepiej mieć taką inflację niż taką, jaką ma strefa euro, gdzie jest ona prawie zerowa – ocenia dyrektor SpotData. – Jeżeli wynagrodzenia w Polsce będą rosły szybko, w tempie 5–7 proc., to inflacja raczej nie spadnie. A do tego dochodzą jeszcze oczekiwania inflacyjne przedsiębiorców i konsumentów. Jeżeli te oczekiwania są wysokie, to wtedy firmy same są skłonne podnosić ceny. To jest scenariusz samorealizującej się przepowiedni. Wydaje mi się, że te dwa czynniki sprawią, że inflacja w Polsce raczej nie spadnie w tym roku.
Ekspert podkreśla, że optymalna, dobra dla gospodarki inflacja oscyluje wokół 2–3 proc., co oznacza systematyczny wzrost cen. Ze względu na dużą skalę pomocy dla firm w gospodarkę zostało wpompowane dużo nowego potencjału popytowego, co może skutkować nagłym wzrostem konsumpcji, a więc i cen. Zdaniem Ignacego Morawskiego nie należy jednak oczekiwać wybuchu inflacji do poziomu np. 5 proc.
Dopiero jeśli Narodowy Bank Polski w swoich analizach dojdzie do wniosku, że jest ryzyko, że w perspektywie roku inflacja wyniesie 4–5 proc., może zdecydować się na podniesienie stóp procentowych. Na razie jednak większość Rady Polityki Pieniężnej jest nastawiona „gołębio”, czyli bardziej skłania się ku obniżaniu niż podwyższaniu poziomu stóp.
– W większości rozwiniętych krajów świata inflacja jest raczej za niska, a nie za wysoka. My jesteśmy w dość wyjątkowej sytuacji, bo u nas inflacja jest powyżej celu banku centralnego, a w większości krajów rozwiniętych jest poniżej – mówi Ignacy Morawski. – Tam banki centralne skupiają się najbardziej na tym, żeby wspierać rządy w stymulacji fiskalnej gospodarki. Chodzi o to, żeby pandemia nie zabiła trwale miejsc pracy i nie doprowadziła do upadku setek tysięcy firm. W tym momencie na świecie dziś nikt się nie przejmuje ryzykiem inflacji. To się może zmienić za pół roku, jak pandemia minie, ale dziś to nie jest problem.