Żyjemy w czasach na pewno niespokojnych, gdy 4 lata temu z wielką fetą świętowaliśmy 100. rocznicę odzyskania niepodległości to nie spodziewaliśmy się zapewne, że już wkrótce będziemy mieli za wschodnią granicą wojnę. Jednocześnie od wielu lat żyjemy w spolaryzowanym dyskursie politycznym, gdzie nazwanie kogoś ,,zdrajcą” jest na porządku dziennym. Nie sprzyja to jednak budowaniu wspólnotowości, a jednocześnie tożsamości narodowej, stąd też coraz większe ryzyko, że 11 listopada będzie nam się kojarzyć jedynie z dniem wolnym, jakimś festynem, rogalami, może komuś z gęsiną, ale tylko z tym.
Według Słownika Języka Polskiego ,,Niepodległość” definiuje następująco: niezależność jednego państwa (narodu) od innych państw w sprawach wewnętrznych (wykonywanie przez nie zwierzchnictwa terytorialnego i prawa do normowania stosunków wewnętrznych) i w stosunkach zewnętrznych (zdolność do samodzielnego, niezależnego od jakiegokolwiek podmiotu występowania w stosunkach międzynarodowych);
Za synonim słowa niepodległość mamy słowo suwerenność. Zwrot suwerenność ostatnio w dyskursie politycznym bardzo popularny, pada on zazwyczaj w kontekście sporu polskiego rządu z Komisją Europejską, niekiedy w tę narrację włączane są Niemcy, których próbuje się kreować jako głównych sterujących w Unii Europejskiej, czyli idziemy tokiem rozumowania, iż Unia to narzędzie w polityce niemieckiej. Taka narracja nie oszukujmy się przemawia do wielu Polaków, a wykorzystywana jest zazwyczaj, gdy mowa o tym, że środki europejskie wciąż do Polski nie popłynęły za sprawą opisywanego wcześniej sporu rządu i Brukseli. W takim rozumowaniu można uznać to, że Polska nie zgadza się na oczekiwania Brukseli, przez co traci środki, w celu uzyskania większego dobra, czyli obrony suwerenności i niepodległości. Naturalne jest zatem, że jeżeli ktoś wzywa rząd do ustępstw to wchodzi na płaszczyzny kojarzone ze zdradą.
Po drugiej stronie mamy stronnictwa polityczne, które rozumują odwrotnie i to, że Polska zamiast rozmawiać Unią Europejską z nią wojuje, wskazują jako szkodzenie niepodległej Polsce. Bowiem większość państw UE korzysta ze środków z funduszu odbudowy, czym stają się wobec polskiej gospodarki – niekorzystającej z tej formy wsparcia – bardziej konkurencyjne. Zarzuty o to, że jest to polityka uległości obalać próbują tym, iż wynika to z traktatów, które Polska suwerennie wcześniej ratyfikowała (być może ograniczyły one nieco suwerenność, ale w przeszłości niemal przez wszystkie siły polityczne były ratyfikowane). Tutaj pada też kontr zarzut, iż osłabianie Unii Europejskiej od środka, w której przynależność Polski na pewno zwiększa bezpieczeństwo wobec zagrożeń ze wschodu) to jest w sumie też zdrada.
Większość polityków i publicystów utożsamia się z którąś tych narracji, ale w praktyce sprawia to, że z roku na rok coraz trudniej wszystkim świętować wspólnie, skoro wzajemnie uważamy siebie za zdrajców. I to powoli staje się coraz większym problemem. Wiele razy w swoich wywodach cytowałem rzymskiego polityka Cycerona z dzieła ,,O powinnościach”: Ci, o mają na pieczy jedną tylko część obywateli, inne zaniedbują, wprowadzając do Rzeczypospolitej najszkodliwszą zarazę, rozterki i niezgodę, za czym idzie, (…) że mało kto dba o wszystkich (…) Takich rozruchów wielki obywatel, godzien pierwszego Rzeczypospolitej miejsca, unikać i nimi się brzydzić będzie.
Te słowa właśnie dzisiaj przytaczam ponownie, aby ponownie zachęcić do refleksji nad nimi, bowiem dość wyraziście pokazują problem z którym się borykamy.
Zapewne znajdziemy dzisiaj też polityków, którzy będą próbowali pokazywać, że największym zagrożeniem dla nas są dzisiaj Ukraińcy i zmyślone przez nich zagrożenie ,,ukranizacją Polski”. Ci sami politycy nie mają jednak oporów, aby zadawać się z zagranicznymi politykami wprost sprzyjającymi postulatom Rosji, a także sprowadzać ich do polskiego parlamentu. W ich sprawie nie ma sensu jednak tworzyć szerszych rozważań, bowiem w tematach niepodległościowych nie są poważni, choć lubią o niepodległości najgłośniej krzyczeć.