Przeciągający się strajk może doprowadzić do tego, że MZK będzie musiało ogłosić upadłość, bowiem każdy dzień przestoju to brak przychodu oraz ryzyko płacenia kar umownych za niewywiązywanie się z umowy. Strajkują kierowcy i motorniczowie, ale załoga MZK to także niestrajkujący pracownicy techniczni i administracyjny, którym w przypadku upadłości będzie już trudniej znaleźć pracę.
O tym, że pozostali pracownicy, inni niż kierowcy i motorniczowie są najbardziej narażeni mówił na czwartkowej komisji Rady Miasta jeden z liderów związkowych Andrzej Arndt – To jest najbardziej dla mnie bolesne, bo kierowcy i motorniczowie to nie jest cała załoga, są pozostali jeszcze pracownicy. Kierowcy, tam gdzie najwięcej ich brakuje mówią – dzisiaj tu mamy pracę, jak nie będzie, przyjdzie inny właściciel firmy to my i tak pracę znajdziemy. Tak dzisiaj niestety kierowcy rozumują patrząc nie na zbiorową kieszeń wszystkich innych, patrzą tylko na własną kieszeń. To jest bardzo niebezpieczne – ocenił związkowiec.
W opinii Andrzeja Arndta pracownicy techniczni mimo wszystko mają się solidaryzować z kierowcami i motorniczymi, w przypadku pracowników administracyjnych w MZK ma być z nimi konflikt – Mamy inny świat w grupie pracowników administracyjnych. Ja dzisiaj, mimo że mam tam biuro, to jak przechodzę, to mi prawie żadna z pań nie odpowiada ,,dzień dobry”. Jest to przykre, bo to nie ja byłem organizatorem.