Lockdownu nie ma, ale restauratorzy narzekają i tak na mały ruch

Przed rokiem stacjonarna gastronomia była zamknięta z powodu lockdownu, teraz większych obostrzeń nie ma, ale branża gastronomiczna w centrum Bydgoszczy specjalnie nie ma się z czego cieszyć. Zainteresowanie gości jest stosunkowo niewielkie jak się spojrzy na lata przed COVID-19.

Na Starym Rynku zobaczymy obecnie pojedyncze ogródki zimowe, na więcej z tego co słyszymy nie ma specjalnego popytu. Czy bydgoszczan do spotykania się w centrum zniechęca pandemia i grożąca nam V fala? Raczej nie, bo jak się spojrzy na gości pubów, to są głównie przedstawiciele roczników, które niespecjalnie obawiają się pandemii (widać to po niskim zainteresowaniu szczepieniami).

 

Od restauratorów słyszymy, że bardziej zniechęcać może inflacja i rosnące ceny. Z jednej strony każdego dotyka inflacja, stąd też musimy być coraz bardziej oszczędni i część osób po prostu ogranicza takie wyjścia. Z drugiej strony są jednak ceny w pubach i restauracjach znacznie wyższe niż jeszcze rok temu. Podwyżki cen usług zobaczyliśmy już wiosną, po tym jak po ponad pół roku otwarto dla gości stacjonarną gastronomię. Restauratorzy podnieśli na lato ceny, bo chcieli odrobić sobie te kilkumiesięczne straty. Niektórzy analitycy przewidywali, że pod koniec roku ceny mogły nieco spaść, ale tutaj pojawił się nowy problem w postaci widocznej w całym kraju inflacji. Dzisiaj jak rozmawiamy z restauratorami nikt nie myśli obniżaniu cen, bo rosną koszty funkcjonowania, bardziej spodziewać musimy się podwyżek, bo podrożał gaz i prąd. Restauratorzy zdają sobie sprawę, że podnoszenie cen może jeszcze bardziej zniechęcić klientów,z drugiej strony nikt nie chce też do interesu dokładać, zatem przed nami dość trudne tygodnie, czy nawet miesiące dla tej branży, także na bydgoskiej starówce.