W środę – tak jak zapowiadaliśmy – prezes Miejskich Zakładów Komunikacyjnych Piotr Szałkowski złożył dymisję, kilka dni wcześniej podobną decyzję podjął wiceprezes Paweł Czyrny. Szałkowski swoją decyzję tłumaczy tym, że nie widzi możliwości zawarcia umowy z z miastem, która będzie korzystna dla MZK. Obecnie MZK ma umowę do końca tego roku, stąd też zasady świadczenia usług przewozowych przez miejskiego przewoźnika po nowym roku znajdują się obecnie w pacie.
Osią sporu, jak wiele razy pisaliśmy, jest wysokość zapłaty jakie miasto będzie uiszczać MZK za każdy przejechany kilometr. Ratusz chce dać 10% więcej niż dostanie od stycznia prywatny przewoźnik Mobilis, który wygrał przetarg na obsługę części linii. Taka zasada – +10% – ma w opinii prezydenta zachować bliskość realiów rynkowych.
Prezes Piotr Szałkowski prezesem MZK jest od dwóch miesięcy, jego zadaniem było nie tylko kierowanie spółką, ale też wdrożenie restrukturyzacji, aby Miejskie Zakłady Komunikacyjne były bardziej efektowne ekonomicznie. Ze stanowisk zarządu wynika, że pomimo restrukturyzacji, stawka oferowana przez ratusz jest zbył mała. Szacuje się, że MZK chciałoby ponad 20% więcej zapłaty od Mobilisu. Obecnie jest też dość szczególny dla MZK moment, bowiem od stycznia miałaby obowiązywać nowa umowa z miastem, która regulowałaby zasady do końca 2031 roku. Pat negocjacyjny pokazuje, że mało realne jest zawarcie tak długofalowej umowy. Prezesi Sząłkowski i Czyrny obowiązki będą pełnić jeszcze przez kilka dni.
Co dalej? W powietrzu groźba powrotu do protestu
Na 28 grudnia zaplanowane jest posiedzenie Rady Nadzorczej MZK, które być może pozwoli zawrzeć umowę z miastem, która obowiązywałaby do chociażby przyszłego roku, co dało by dodatkowe 6 miesięcy na pracę nad wieloletnią umową.
Nie można wykluczyć, że pracownicy i związkowcy postanowią wrócić do sporu zbiorowego, co może oznaczać kolejny protest w MZK. Na przełomie czerwca i lipca widzieliśmy jak protesty potrafią być dotkliwe dla pasażerów.