Wnuk Żołnierza Wyklętego wozi satelity Elona Muska na Ukrainę. Kluczowe komponenty dla zachowania łączności



Fot: Poczta Polska

Fot: Poczta Polska

Pocztowiec, członek stowarzyszenia weteranów misji pokojowej ONZ, wnuk jednego z „Żołnierzy Wyklętych”. Pan Janusz, pracownik warszawskiej centrali Poczty Polskiej, kładzie na szali własne życie wożąc najpotrzebniejsze przedmioty na Ukrainę. „Po godzinach”, w swoim wolnym czasie, organizuje i realizuje dostawy najpotrzebniejszych Ukraińcom przedmiotów. Jej odbiorcami są zarówno zwykli ludzie, jak i przedstawiciele aparatu państwowego naszego sąsiada.

Dzięki transportom Pocztowca, który już czterokrotnie przekraczał polsko-ukraińską granicę, mieszkańcy Ukrainy, poza rzeczami codziennego użytku, mogą korzystać w wielu miejscach także z internetu satelitarnego. Zachęcamy do zapoznania się z wywiadem z bohaterskim Pocztowcem, który wozi części do satelitów Elona Muska dla walczących Ukraińców.

 

Dlaczego zdecydował się Pan zaangażować w pomoc Ukrainie?

Pierwszy transport zorganizowaliśmy z myślą o dostarczeniu najpotrzebniejszych przedmiotów na granicę, jednak tam jak się okazało – wszystko już było. Nie zatrzymaliśmy się zatem tam, na miejscu, tylko wjechaliśmy w głąb Ukrainy. Po dotarciu do Lwowa skontaktowałem się ze swoim znajomym, który pracuje w jednej z ważnych ukraińskich spółek o charakterze strategicznym. On nakreślił mi, czego konkretnie tamtejsza ludność potrzebuje i z takim zaopatrzeniem do niego później wróciłem.

 

Czego, poza pomocą stricte humanitarną, potrzebują nasi sąsiedzi?

Katalog potrzeb jest dosyć szeroki, staram się odpowiadać na nie w miarę możliwości. W związku z ryzykiem odcięcia Ukrainy od internetu, celem sparaliżowania łączności i ograniczenia komunikacji masowej, pojawił się pomysł dostarczenia naszym sąsiadom odbiorników, modemów satelitarnych. Wiedziałem, że jest to naprawdę spore ryzyko, bo jeden z wcześniejszych transportów z tym sprzętem został precyzyjnie zaatakowany z powietrza. Kierowca, niestety, nie przeżył. Nie jestem jednak osobą, którą da się łatwo zastraszyć. Jestem wnukiem jednego z „Żołnierzy Wyklętych”. Od małego uczono mnie, że należy pomagać słabszym i to też realizuję w dorosłym życiu.

 

Elon Musk „rzucił wyzwanie” Putinowi, godząc się na przekazanie terminali systemu Starlink.

Można powiedzieć, że my wszyscy – zaangażowani w pomoc Ukrainie, także w zakresie logistyki komponentów systemu Starlink – rzuciliśmy wyzwanie prezydentowi Rosji. Zaawansowany technologicznie system satelitarny jest alternatywą dla niedostępnej sieci stacjonarnej i tym samym stanowi dodatkowe kanały komunikacyjne do przekazywania informacji na temat napaści zbrojnej. Dostęp do rzetelnej, otwartej informacji staje się w dobie konfliktu wartością samą w sobie, a dostęp do systemu Starlink na wielu obszarach Ukrainy jest jedynym medium transmisyjnym. Jak na razie nic nie wskazuje na to, aby był nas w stanie powstrzymać. Jego niemoc potęguje przemoc, którą coraz częściej kieruje nawet wobec bezbronnej ludności cywilnej.

 

Czy transportując części do Starlinka nie odczuwał Pan strachu?

Oczywiście, że się bałem! Wiedziałem, gdzie jestem i co robię, co mi grozi ze strony agresora. Jestem przekonany, że ostatni atak Rosjan na ośrodek znajdujący się ok. 20 km od granicy z Polską, miał na celu ukaranie i zastraszenie ludzi takich jak ja. To było ostrzeżenie, że nikt, kto pomaga Ukrainie, nie może czuć się bezpieczny, nawet w miejscu, które znajduje się teoretycznie w dalekiej odległości od frontu. Mnie to jednak absolutnie nie złamało, a wręcz przeciwnie. Dziesiątki, jak nie setki tysięcy, ludzi walczą teraz różnymi sposobami na terytorium całego państwa ukraińskiego z agresorem. To masowe zaangażowanie, niezłomność naszych sąsiadów, z jednej strony, a z drugiej – bestialskie i coraz bardziej barbarzyńskie akty przemocy, jakich dopuszcza się okupant, tylko motywują mnie coraz bardziej, by wesprzeć Dawida w jego walce z Goliatem.

 

Czy tam, dokąd docierał Pan na Ukrainie, czuć atmosferę wojny?

Do pierwszego posterunku po przekroczeniu granicy nie było tego czuć, dopiero po pierwszej kontroli, gdzie zostałem dokładnie sprawdzony przez uzbrojonych po zęby żołnierzy, bardzo mocno dotarło do mnie, że to nie jest wycieczka i że dzieją się tutaj bardzo złe rzeczy. Wojenną atmosferę czuć tam zwłaszcza jak patrzy się na kobiety i dzieci, bo mężczyzn nie ma.

 

Czy ta pomoc, którą Pan wiózł, faktycznie była potrzebna? Jak reagowali ludzie?

Zdecydowanie tak, było to wsparcie, o które mnie poproszono, konkretne przedmioty i wielu ludzi, tam na miejscu, na nią czekało. Dary trafiły bezpośrednio do osób, które wiedziały, gdzie je rozdystrybuować. Nadal ta pomoc jest jednak potrzebna. Oczywiście za otrzymaną pomoc ludzie są niezwykle wdzięczni, bardzo często nie dowierzają, że są osoby, które przyjeżdżają tutaj specjalnie dla nich, ryzykując życiem, by dostarczyć im to, na co czekają, czego potrzebują. To naprawdę niezwykle wzruszające – dla takich chwil warto żyć. Wielu ludzi na Ukrainie dopiero teraz zrozumiało, że to, co wmawiała im komunistyczna i postkomunistyczna propaganda przez dziesięciolecia, że Rosjanie są ich braćmi, to nieprawda, a prawdziwymi przyjaciółmi okazują się Polacy. Te słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą.

 

Ile Pana transportów trafiło na Ukrainę? Czy planuje Pan kolejne?

Aktualnie zrealizowałem cztery. I to nie koniec! Nawet jeżeli, nie daj Boże, front zacznie się przesuwać na zachód, my nie odpuścimy i przeorganizujemy nasze działania tak, by nadal skutecznie wspierać naszych sąsiadów w ich nierównej walce z agresorem.

 

Wiemy, jak wygląda podróż z Polski na Ukrainę, lecz co z powrotem do ojczyzny?

Nie pozwalamy sobie na pusty przebieg! Zabieramy ze sobą ludzi, którzy potrzebują ewakuacji. W pamięci zapadła mi pani z Żytomierza, która wraz z trójką dzieci spacerowała obładowana workami, nawet nie walizkami, gdzie spakowała całe swoje dotychczasowe życie… Nie mogłem obok niej przejechać obojętnie, więc zaproponowałem jej i dzieciom transport. Po dotarciu do Warszawy wyjechała do bliskich, do Austrii. Była mi bardzo wdzięczna, cały czas utrzymujemy kontakt.

 

Jak wykonywany przez Pana zawód, bo jest Pan pocztowcem, koresponduje z Pana zaangażowaniem w pomoc zaatakowanej Ukrainie?

No jak to jak?! Misją pocztowca, nawet poza godzinami pracy, jest służyć ludziom i kiedy tego naprawdę potrzebują, niezależnie od okoliczności, dostarczać ważne przesyłki!