Napięcie międzynarodowe i groźby użycia broni jądrowej są największe od czasów zimnej wojny, o ile śmiertelność rażenia tego typu broni może przerażać, to zdaniem prof. Romana Junika państwa sąsiadujące z konfliktem nie muszą się obawiać promieniowania po jej użyciu. Zupełnie inna jest sytuacja, gdy dojdzie do zniszczenia elektrowni jądrowej, stąd też rząd polski rozdysponował do samorządów tabletki z jodkiem potasu – na wszelki wypadek. Tutaj jednak głównym czynnikiem ryzyka jest znajdująca się na linii frontu elektrownia w Zaporożu.
Profesor Roman Junik jest pracownikiem bydgoskiego szpitala uniwersyteckiego Jurasza, w przeszłości jako przedstawiciel Światowej Organizacji Zdrowia prowadził badania na Białorusi poświęcone skutkom awarii elektrowni w Czarnobylu, podobne badania prowadził też w Polsce.
– Jeżeli chodzi o pociski jądrowe, tam te izotopy są inne, promieniowanie nieco inne. Jeżeli chodzi o jod promieniotwórczy, to jest na tyle niewielka część, że nie warto tym sobie zawracać głowy w przypadku bardziej nasilonego promieniowania od innych pierwiastków – ocenia prof. Roman Junik.
Zupełnie inna byłaby sytuacja, gdyby Polska stała się celem pocisków jądrowych, na razie takiej groźby jednak nie ma.