Działania ministra Sienkiewicza to pójście pod prąd z wartościami europejskimi (komentarz)



Fot: European Union 2020

Na początek przyjmijmy jedno – sposób funkcjonowania mediów publicznych przez ostatnie lata był karygodny, w szczególności stacji TVP Info, która nie raz przekraczała granice przyzwoitości. Dla polityków PiS media publiczne były łupem politycznym, dlatego nie dziwi mnie to, że teraz usilnie starają się bronić tego stanu posiadania, temu samemu służyła ubiegłotygodniowa pikieta w Bydgoszczy. W pluralistycznym państwie na poglądy głoszone przez TVP Info też jest miejsce, ale nie można się zgodzić na to, aby było to finansowane z publicznych pieniędzy tak jak ma to miejsce teraz.

W Polsce spór wokół decyzji ministra Bartłomieja Sienkiewicza toczy się czy Konstytucja zezwoliła na takich ruch. Jedni twierdzą, że jest to jej rażące złamanie, ale też są głosy, że minister skorzystał z pewnej luki w przepisach. Zostawię to już jednak tym, co są bardziej biegli w ustawie zasadniczej, zamiast tego chciałbym się skupić na standardach europejskich.

 

Rażącym ich naruszeniem było potraktowanie przez ministra mediów publicznych jak spółki prawa handlowego, bez uwzględnienia ich szczególnej roli w systemie demokratycznym. Helsińśka Fundacja Praw Człowieka, która krytycznie oceniała funkcjonowanie przez ostatnie lata mediów publicznych, krytycznie odniosła się też do decyzji ministra cytując Komisarz Praw Człowieka Rady Europy Nils Muiznieks – Poddanie mediów publicznych bezpośredniej kontroli rządu poprzez przyznanie temu ostatniemu uprawnień do powoływania i odwoływania członków rad nadzorczych i zarządów publicznej telewizji i radia jest sprzeczne ze standardami Rady Europy, które w szczególności wymagają, aby media publiczne pozostały niezależne od ingerencji politycznej lub gospodarczej.

 

W tym samym kierunku zmierzają też zapisy jeszcze nieprzyjętego Europejskiego Aktu Wolności Mediów, który Parlament Europejski chciałby ostatecznie przyjąć do końca kadencji, czyli zapewne najpóźniej na wiosnę: Aby umożliwić społeczeństwu czerpanie korzyści z wewnętrznego rynku mediów, konieczne jest nie tylko zagwarantowanie podstawowych wolności przewidzianych w Traktacie, ale także pewności prawa, której odbiorcy usług medialnych potrzebują do czerpania odpowiednich korzyści. Tacy odbiorcy usług medialnych powinni mieć dostęp do wysokiej jakości usług medialnych, które zostały stworzone przez dziennikarzy, redaktorów, redaktorów naczelnych i pracowników mediów, w sposób niezależny i zgodnie z etycznymi i zawodowymi standardami dziennikarskimi, a zatem dostarczają wiarygodnych informacji, które stanowią przedmiot zainteresowania politycznego lub społecznego na szczeblu lokalnym, krajowym lub międzynarodowym, bez jakiejkolwiek ingerencji ze strony władz publicznych lub wpływu interesów gospodarczych. Takie wysokiej jakości usługi medialne są również ważnym antidotum na dezinformację, w tym zagraniczną manipulację informacjami i ingerencję w informacje – czytamy w projekcie tego Aktu. Lektura ta pokazuje nam mentalność jaka panuje w UE i artykułuje też jak wyglądają wartości europejskie w tym zakresie.

 

Walka się toczy o to, aby media były niezależne

Sporu politycznego nie będę szerzej relacjonował, bowiem jego uczestnicy obecnie tak naprawdę walczą o to kto będzie miał większe wpływy w mediach publicznych. Jako przedstawiciela mediów udział w tym sporze mnie nie interesuje, bowiem uważam, że istotniejsze dla Polaków jest jednak to, aby media faktycznie stały się niezależne od polityków – zarówno na szczeblu centralnym (media publiczne) oraz lokalnym (samorządowe media propagandowe władzy). W tym też kierunku zmierza Europejski Akt Wolności Mediów i rekomenduje to Rada Europy. Problem w tym, że politycy tak naprawdę wszystkich opcji nie są tym zainteresowani, bo ich interes leży gdzie indziej. Takie podejście ma wielu dziennikarzy, w ubiegłym tygodniu odbyła się debata dziennikarzy Onetu, w której wyrażano obawy, że sposób w jaki nowy rząd chce odbudowywać TVP to dalej propaganda, tylko w drugą stronę.

 

Co można w tym wypadku zrobić?

Zdaje sobie sprawę, że z perspektywy wielu polskich czytelników to co napisałem zabrzmi jak wynurzenia jakiegoś fantasty, bo od lat byliśmy przyzwyczajani do tego, że media publiczne były wykorzystywane przez kolejne rządy, w ostatnich latach PiS poszedł w tym jednak na całość, dlatego tak duże oczekiwanie wprowadzenia zmian.

 

Może być nie do uwierzenia, że w Finlandii po tym gdy wyszło, że premier Juhy Sipila próbował wpłynąć na redaktor naczelną mediów publicznych wybuchł skandal, po którym polityk musiał się podać do dymisji. Finlandia i kraje skandynawskie są zaliczane do państw o najwyższym poziomie demokracji medialnej na świecie. W Europie bywa z tym różnie, ale państwa zachodnie przez lata raczej wypracowały systemy, które gwarantują pewien poziom niezależności mediów publicznych od władzy. U naszych zachodnich sąsiadów Niemców nie ma czegoś takiego jak media państwowe, czyli podległych bezpośrednio Republice Federalnej. Media publiczne finansowane z abonamentu powstały z inicjatyw krajów związkowych, czyli regionów. O obsadzie kierownictwa stacji telewizyjnych decydują rady w skład których wchodzą m.in. przedstawiciele związków zawodowych, kościołów, organizacji pozarządowych, a także politycy. W 2014 roku niemiecki Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że członkowie tych rad związani z administracją państwową nie mogą stanowić więcej niż 1/3 liczebności, zatem to orzeczenie zmniejszyło wpływ polityków na media publiczne.

 

Dzisiaj, gdy mamy w Polsce kryzys w mediach publicznych, nie zauważyłem, aby jakiś polityk próbował rozpoczynać debatę systemową, jak spróbować zrobić z polskich mediów publicznych drugą Skandynawię. Spójrzmy nawet lokalnie na ten problem – jedną z pierwszych decyzji Wojciecha Piniewskiego, po tym gdy decyzją premiera Tuska zastąpił Marka Słabińskiego jako pełniącego obowiązki prezydenta, było reaktywowanie gazetki propagandowej. Ogłaszanie tego już pierwszego dnia rządów pokazuje mentalność naszej klasy politycznej.

 

W jednym z wywiadów radiowych były prezes NBP prof. Leszek Balcerowicz przyznał, że polska demokracja i praworządność sobie poradzą bez mediów publicznych. Być może jeżeli nie jesteśmy wstanie w tej materii dojrzeć do standardów europejskich, wyjściem może być ich likwidacja, dalej Polacy będą mieli szeroki wachlarz mediów komercyjnych.

 

Wątpliwości ustrojowe

Na koniec odniosę się jeszcze do głosów jakie bronią decyzji ministra Sienkiewicza – tych bardziej poetyckich, że sprzątanie szamba nie wygląda zbyt przyjemnie i tych bardziej merytorycznych, że inną drogą odbicie mediów publicznych zajęłoby sporo więcej czasu bo prezydent Andrzej Duda ma prawo weta, którego rząd Donalda Tuska nie jest wstanie przy tej liczbie posłów odrzucić w Sejmie.. Z jakiegoś powodu w polskiej Konstytucji takie kompetencje prezydentowi przypisano oraz wskazano tak wysoki prób odrzucenia weta prezydenta w Sejmie, a naród zgodził się na to w referendum konstytucyjnym. Obchodzenie tych zasad w taki sposób sprawia, że Polska w coraz mniejszym stopniu jest państwem rządów prawa, co jest główną podwaliną republiki.