Informacja o tym, że skoczek wzwyż Norbert Kobielski nie pojedzie na olimpiadę w Paryżu to nie tylko cios w polski sport, a w szczególności lekką atletykę, ale to także problem wizerunkowy dla Inowrocławia .Kobielski miał bowiem promować kujawskie miasto na arenie międzynarodowej jako ambasador. Żadne miasto ze skandalem nie chce być jednak kojarzone.
Wywodzący się z Inowrocławia sportowiec ma swoją chwilę sławy, piszą o nim artykuły m.in. w językach angielskim, francuskim czy niemieckim. Nie dotyczą one osiągnięć sportowych, ale zawieszenia tuż przed Igrzyskami Olimpijskimi w Paryżu za stosowanie niedozwolonych substancji. Niezależna instytucja z siedzibą w Monako Athletics Integrity Unit pojawił się komunikat, że w organizmie sportowca znaleziono metabolit pentedronu i norefedryny, czym naruszone zostały artykuł 2,1 i 2,2 przepisów antydopingowych. Są to środki związane z dopalaczami. Sam sportowiec uważa, że to jest niemożliwe, całe zamieszanie nazywa skandalem i chce odwołać się do Trybunału Arbitrażowego CAS, ale szansę, że wystartuje w Paryżu są bardzo niewielkie.
Przed Tokio tez były problemy
Norbert Kobielski był już karany za stosowanie dopingu kilka lat temu, w rezultacie nie udało mu się zakwalifikować na poprzednie igrzyska w japońskim Tokio.
Niezbyt pożądany ambasador
Do Paryża sportowiec miał jechać jako ambasador Inowrocławia, do czego miał predyspozycje jako polska nadzieja medalowa i najlepszy polski skoczek wzwyż. Według naszych informacji w ramach współpracy promocyjnej Inowrocław płaci mu 42 tys. zł rocznie. Nieobecność na olimpiadzie znacząco jednak obniża wartość promocyjną, a sama atmosfera skandalu może przynieść efekt odwrotny.
Zwróciliśmy się do władz Inowrocławia z zapytaniem, czy będą wyciągnięte konsekwencje wobec sportowca.