Trzeba powiedzieć głośno, że mieszkańcy kujawsko-pomorskiego w eurowyborach są oszukani

Trzeba powiedzieć głośno, że mieszkańcy kujawsko-pomorskiego w eurowyborach są oszukani

Na dzień 31 marca w Polsce uprawnionych do głosowania było nieco ponad 29 mln wyborców – oznacza to, że jeden mandat europoselski przypaść powinien na około 547 tys. wyborców, kujawsko-pomorskie ma ponad 1,5 mln wyborców, co daje normę przedstawicielską na poziomie 2,8 mandatu, czyli po zaokrągleniu 3 mandaty. Według sondaży będziemy mieli najprawdopodobniej 2 mandaty, w ostatnich 5 latach również reprezentowało nas 2 europosłów.

 

Polska ordynacja do Parlamentu Europejskiego opracowana przez polityka SLD Krzysztofa Janika należy do jednych z najbardziej skomplikowanych, bo wymaga znajomości wzorów i sporej ilości obliczeń, ale też jest niezbyt sprawiedliwa, bo jak wskazujemy mieszkańcy kujawsko-pomorskiego mogą czuć się poszkodowani.

 

Europosłów w województwie kujawsko-pomorskim wybieraliśmy już cztery razy, za tydzień będziemy robić to piąty raz. W tym czasie dwa razy reprezentowało nas trzech europosłów (tylu ile wynosi norma przedstawicielstwa), raz dwóch, a w pierwszej kadencji 2004-2009 tylko jeden.

 

Nic w przyrodzie jednak nie ginie – wybór mniejszej ilości posłów w kujawsko-pomorskim niż wynikałoby to z populacji oznacza, że są okręgi, w których wybiera się więcej europosłów niż wskazywałaby na to norma przedstawicielska. Gdybyśmy wyliczyli w podobny sposób ilu wypada europosłów dla okręgu obejmującego Miasto Warszawę to byłoby ich 4 – w praktyce ten okręg ma przynajmniej 5 europosłów, zatem ta ordynacja daje mu bonus kosztem innych okręgów np. naszego. Śląsk według populacji powinien mieć 6 mandatów, zazwyczaj ma jednak 7.

 

Wspomnieć należy, że w wyborach do Sejmu RP, Senatu RP i wszystkich szczebli samorządowych liczba mandatów w okręgach ustalana jest właśnie według normy przedstawicielskiej. Jedynie wybory do Parlamentu Europejskiego w Polsce tego nie respektują. Unia Europejska daje każdemu państwu dowolność w ustalaniu ordynacji w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

 

Była tylko jedna próba, ale prezydent zawetował

Od 2004 roku, gdy pierwszy raz zastosowano tę ordynację, nie było specjalnie woli politycznej, aby ją zmienić. Rewolucyjną zmianę przegłosowano w Sejmie i w Senacie w 2018 roku za rządów PiS-u, która zakładała, że w okręgu wybieranych jest co najmniej 3 europosłów. Ta ustawa zatem zapewniała by kujawsko-pomorskiemu 3 mandaty wynikające z normy przedstawicielskiej. Ostatecznie zawetował ją jednak prezydent Andrzej Duda, bo budziła spore kontrowersje.

 

Tak skonstruowana ordynacja sprawiałaby, że według obliczeń Biura Analiz Sejmowych realny próg wyborczy wyniósłby w w Polsce około 16,5%. W tej sytuacji w 2014 czy w 2019, a także według sondaży w tych wyborach, mandaty uzyskałyby tylko KO i PiS. W kujawsko-pomorskim sytuacja by się zmieniła o tyle, że teraz zamiast po jednym przedstawicielu KO i PiS-u, jedna z tych formacji miałaby ich dwóch – patrząc na poparcie byłaby to raczej KO, która w eurowyborach u nas od dłuższego czasu wygrywa z PiS-em.

 

Inne kraje stawiają na listy krajowe

Najpopularniejszą ordynacją w Unii Europejskiej w przypadku eurowyborów jest ordynacja oparta o listy krajowe. Byłby wtedy tylko jeden ogólnopolski okręg i każde ugrupowanie miałoby jedną listę centralną. Komitety miałyby podobną liczbę mandatów jak wynika to z obecnej ordynacji, byłaby ona jednak znacznie prostsza, bo nie wymagałoby wyliczania według wzoru liczby mandatów dla województw i nie można by jej zarzucać tego, że niektóre okręgi traktuje niesprawiedliwie.

 

Na koniec jako ciekawostkę wspomnę, że w ostatnich latach w Parlamencie Europejskim była inicjatywa, aby część mandatów z 720 osobowej reprezentacji była wybierana z listy ogólnoeuropejskiej. Czyli z list krajowych wybieralibyśmy trochę mniejszą liczbę europosłów, ale wybieralibyśmy też kandydatów z listy ogólnoeuropejskiej, moglibyśmy zatem w Polsce oddać głos np. na Włocha, Hiszpana, czy Fina. W Parlamencie Europejskim było nawet spore poparcie dla tej inicjatywy, ale sceptyczna była Rada Unii Europejskiej, czyli rządy narodowe, dlatego w praktyce temat utknął w martwym punkcie.