Od roku trwającej kadencji samorządu wybrani w Bydgoszczy radni z listy KO próbują budować narrację, że oni nie są radnymi Bydgoszczy, ale całego województwa kujawsko-pomorskiego, dlatego oni muszą myśleć o rozwoju całego województwa kujawsko-pomorskiego. Szczególnie aktywnie taką narrację głosi radna Anna Niewiadomska, ale po czynach widać to też w nastawieniu radnych Zbigniewa Ostrowskiego i prof. Jacka Woźnego. W samym myśleniu o potrzebach całego województwa nie ma nic złego, ale naiwne jest przekładanie interesów Bydgoszczy ponad utopijną wiarę, że kujawsko-pomorskie będzie wieczne. Bydgoszcz ma 679 lat, życzymy sobie przynajmniej drugiego tyle, a najlepiej, aby było to wieczne miasto, a przy tak długich dziejach kujawsko-pomorskie jako twór administracyjny to tylko krótki epizod.
Chce jasno wyjaśnić, że ja stwierdzam tylko logiczny fakt, a nie wzywam do rozbioru istniejącego województwa kujawsko-pomorskiego, chociaż nie brakuje w nim punktów zapalnych, a marszałkowie od pewnego czasu czują się tak silni, że zamiast gasić pożary to wręcz dolewają do nich benzyny. Scenariusz, że dojdzie do rozbioru kujawsko-pomorskiego między pomorskie, wielkopolskie, łódzkie i być może mazowieckie, akurat do specjalnie prawdopodobnych nie należy.
Historia Polski pokazuje, że twory administracyjne jakimi są województwa zmieniają się co kilkadziesiąt lat. Już z tego każdy odpowiedzialny polityk powinien mieć świadomość, że nie można się do niczego przyzwyczajać, bo prędzej czy później się do zmieni. Od reformy administracyjnej Polski minęło już ponad 26 lat i powoli zaczyna być widoczne w Polsce zmęczenie obecną strukturą. W kujawsko-pomorskim to oczywiście dobrze widzimy, ale większym problemem wydaje się to, że ten okres wykreował jakieś 6-7 w miarę silnych metropolii, jednocześnie przyniósł degradację wielu miast jak np. Częstochowa, czy po sąsiedzku Piła, które kiedyś były miastami wojewódzkimi, a po reformie zaczęły tracić na znaczeniu. Również Włocławek w kujawsko-pomorskim jest w podobnej sytuacji. Brak w gronie najsilniejszych miast Bydgoszczy pokazuje, że dwubiegunowe województwo odstaje od tych największych. Pokazują to zresztą też opracowania eksperckie. Wydaje mi się, że właśnie z takich ośrodków może wyjść impuls do nowej reformy. To może być moment, gdy przed jakimiś wyborami parlamentarnymi jedna z formacji wyjdzie z programem zwiększenia liczby województw I jeżeli wygra wybory do takiej reformy dojdzie. Na pewno trzeba się jednak liczyć z rosnącą presją w tym kierunku z mniejszych ośrodków.
Zapóźnienia jakie powstają będziemy nadrabiać dekadami albo i dłużej
Koncepcja polityczna jaką realizuje marszałka to próba równania Torunia do Bydgoszczy. W niej naturalne jest to, że trzeba bardziej wspierać Toruń w przeliczeniu na mieszkańca, żeby mógł nadrobić do silniejszej Bydgoszczy. Dlatego największe inwestycje medyczne to gigantyczna rozbudowa szpitala w Toruniu, w kulturę to próba zbudowania przeciwwagi do Bydgoszczy. Owszem dominują jako instytucje marszałkowskie tutaj bydgoska opera i filharmonia, ale one istniały już jako stan zastany przed powstaniem kujawsko-pomorskiego. Zdecydowana większość powstających nowych instytucji kulturalnych, muzealnych, czy regionalistycznych ma siedzibę w Toruniu, albo jego bliskim sąsiedztwie.
Gdyby doszło do nowego podziału administracyjnego kraju, to niemal naturalne byłoby to, że pozostałyby one w Toruniu. Także zapewne Toruniowi w spadku przypadł by jacht, który marszałek chce zbudować za 12 mln zł. Z perspektywy tego miasta jest to jednak też ryzykowna polityka, bo gdyby np. wrócić do województw bydgoskiego, toruńskiego i włocławskiego, to województwo toruńskie mogłoby mieć ogromny problem z utrzymaniem tego wszystkiego.






