Bruski: Nie może być tak, że jak się komuś prezes nie podoba to autobusy nie wyjadą

Podczas dzisiejszej sesji Rady Miasta Bydgoszczy dyskutowano o odbywającym się w ubiegłym tygodniu strajku kierowców MZK. Radni PO atakowali związkowców za podsycanie strajku dla własnych celów politycznych, natomiast opozycja za zaistniałą sytuację winiła prezydenta

 

Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej koszty strajku szacuje na 34 tys. zł oraz ok. 220 tys. zł mniejszych wpływów dla MZK.

 

Rafał Grzegorzewski z ZDMiKP przyznał, że w poniedziałek 30 listopada w godzinach wieczornych przygotowywano się do ewentualnego strajku – Uznaliśmy, że skoro nie ma porozumienia istnieje realne zagrożenie strajku, dlatego podjęliśmy działania, aby w jak największym stopniu złagodzić jego skutki.

 

Przygotowania te związane były chociażby z tworzeniem w nocy awaryjnych rozkładów jazdy i przygotowaniem komunikatów dla pasażerów o powstałych utrunieniach.

 

Strajku na poważnie nie rozważał jednak prezydent Rafał Bruski – Nie wierzyłem, że ten strajk nastąpi i że ktoś będzie łamał prawo oraz narażał mieszkańców.

 

Zdaniem Bruskiego gwarantowała mu to deklaracja jednego z liderów związków sprzed 7 lat, który miał wówczas potępić formę strajku.

 

– Nie może być tak, że komuś nie podoba się prezes to nie wyjadą autobusy albo nie dostarczy nam wody – podkreśla Bruski i zapowiada, że gdy następnym razem pracownicy będą chcieli protestować, to w ciągu doby będzie miasto gotowe zastąpić MZK innymi przewoźnikami.

 

– Podstawowe pytanie jest takie, czy można było uniknąć tej nieprzyjemnej sytuacji? – pytał radny PiS Marek Gralik i następnie sam sobie odpowiedział – Odpowiedź jest taka, że wbrew temu co pan przedstawił, można było. Wystarczyło spotkać się z pracownikami i porozmawiać.

 

– Pan Niedźwiecki publicznie twierdził, że ma od prezydenta w MZK zadanie do wykonania. Pytanie zasadnicze jest takie, jakie było to zadanie? – pytał dalej Gralik. Radny miał tutaj na myśli plany obniżenia kosztów funkcjonowania MZK do ceny oferowanej przez firmę konkurencyjną. Prezydent konkretnie do tych pytań się nie odniósł, tylko ogólnikowo stwierdził – Oczekuje od swojej firmy efektywnego zarządzania.

 

Przewodniczący Rady Miasta Bydgoszczy Zbigniew Sobociński dyscyplinował radnych PiS, że nietrafnie w jego opinii próbują obarczyć prezydenta winą za strajk.

 

– W mojej ocenie ta sytuacja pana przerosła. Poszedł pan na zwarcie z jedną szablą. Gdyby zastanowił się pan, co byłoby konsekwencją to by poszedł pan na spotkanie z pracownikami – ocenił radny Rafał Piasecki.

 

Reprezentujący związki zawodowe Andrzej Arndt także winił prezydenta za strajk – Nie chciano z nami rozmawiać. Strajk rozpoczął się i rozmowy się rozpoczęły.

 

Arndt wyjaśnił, że dopiero we wtorek 1 grudnia, o godzinie 5 rano pojawił się zastępca prezydenta Mirosław Kozłowicz, czyli dobrą godzinę po rozpoczęciu strajku.

 

Zdaniem Arndta konkurencyjna firma po wygraniu przetargu na obsługę części linii miała duże problemy finansowe, dlatego konieczne było wprowadzenie restrukturyzacji kosztem pracowników, wprowadzając tzw. umowy śmieciowe.