W przyszłą sobotę minie dokładnie rok od złożenia ślubowania przez posłów VIII kadencji. Tematem dość popularnym w kampanii wyborczej było utworzenie Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy na bazie Collegium Medicum UMK. Bydgoszczanie zaangażowali się dość mocno w zbiórkę podpisów, dlatego podsumowanie roku kadencji powinniśmy zacząć od stawiania pytania, co dalej z tym projektem? Jak możemy zobaczyć, politycznie nic się w kierunku utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy nie dzieje.
Zbiórka podpisów w sprawie utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy zaangażowała wiele osób. Znam takie osoby, co same zebrały po kilkadziesiąt, a może i kilkaset podpisów, bo myślały, że walczą o coś dla Bydgoszczy. Beneficjentami ich społecznej pracy byli politycy, którym dzisiaj specjalnie nie zależy, aby proces legislacyjny toczył się w sejmie zbyt szybko.
Organizacje społeczne, w których profilu ,,probydgoskim” ogrzewali się w kampanii wyborczej politycy, w pewnym sensie mają współudział w tym ,,oszustwie”, gdyż zamiast oczekiwać od parlamentarzystów podjęcia prac w parlamencie, również zachowują się jakby o inicjatywie zapomnieli. Skutki takiego działania mogą być dość negatywne dla ,,obywatelskości bydgoszczan”, bowiem obywatele raz oszukani, mogą w przyszłości nie chcieć się już angażować.
Zdaje sobie sprawę, że tą publikacją uderzam w gniazdo os, lecz wobec zaangażowania obywatelskiego bydgoszczan trzeba być sprawiedliwym.
Pomysł złożenia obywatelskiego projektu ustawy zrodził się nieco ponad rok temu, w okresie kampanii wyborczej. Inicjatywę zademonstrował na Placu Wolności lider listy Platformy Obywatelskiej Zbigniew Pawłowicz, w towarzystwie ówczesnej jeszcze minister Teresy Piotrowskiej. Ocieplać wizerunkowo całą akcję mieli również obecni przedstawicieli jednego ze stowarzyszeń probydgoskich. Nie sposób było uniknąć skojarzeń, że to tak naprawdę element kampanii wyborczej. Sami zainteresowani zaprzeczali, ale wystarczało porozmawiać z działaczami z PO w kuluarach, nieoficjalnie, aby usłyszeć, że dzisiejszy poseł Pawłowicz chciał bardzo powtórzyć indywidualnie wynik Radosława Sikorskiego z 2011 roku, na którego głosowało około 100 tys. osób. Pawłowiczowi ostatecznie się to nie udało. Ze strony PiS-u padały bardziej zarzuty, iż PO rządziła 8 lat i mając większość, mogła doprowadzić do utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy. Wychodzenie z inicjatywą w momencie, gdy może dojść do zmiany władzy, wyglądało zatem trochę jak próba podrzucenia ,,kukułczego jaja” (w tym wypadku trudnego do realizacji projektu) nowemu rządowi.
Po wyborach, gdy atmosfera polityczna nieco ostygła, inicjatywa faktycznie stała się ponadpolityczną, bowiem w zbiórkę podpisów włączyły się właściwie wszystko liczące się siły polityczne w Bydgoszczy. Nie oznacza to jednak, że inicjatywa nie służyła walce politycznej. Dość negatywnie do pomysłu podszedł bowiem wicepremier Jarosław Gowin, co wykorzystywali do krytyki rządu Beaty Szydło bydgoscy działacze PO. Niedługi później sami zaczęli mieć problem z tym projektem, bowiem w pierwszym czytaniu w Sejmie, najbardziej krytyczne wobec tego projektu było oficjalne wystąpienie klubu Platformy Obywatelskiej. Szef partii Grzegorz Schetyna postanowił bowiem, że stanowisko wyrazi toruński poseł Tomasz Lenz, który był od samego początku znany jako przeciwnik utworzenia Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy.
Po kwietniowej debacie w Sejmie, można zauważyć, że politycy PO i PiS zauważyli, że jest to inicjatywa obywatelska dość problematyczna. Od tych klubów zależeć będzie jej ewentualne przyjęcie, zaś lokalni politycy zdają sobie sprawę, iż nie mają zbytnio wpływu na to jak zachowa się większość posłów z ich partii. Dlatego też od wiosny obserwujemy pewien consensus pomiędzy PiS i PO, który polega na tym, że nikomu specjalnie nie śpieszy się z tym, aby projekt obywatelski trafił pod obrady komisji. Dlatego też, gdy latem ustalany był plan pracy komisji zdrowia oraz odpowiedzialnej za naukę, nasi posłowie (PO, PiS i Kukiz15), nie wnioskowali, o ujęcie inicjatywie w planie na drugie półrocze bieżącego roku. Być może politycy liczą, że bydgoszczanie o inicjatywie zapomną i do końca kadencji przeleży w zamrażarce komisji.