Bez większego problemu można zmanipulować opinie publiczną nie posiadając żadnych dowodów

Fot: Bartosz Bieliński

Fot: Bartosz Bieliński

Od awantury wywołanej wokół Anny Derewienko mija tydzień, w ostatnich dniach pojawiły się nowe informacje, ale do dzisiaj nie ma nawet najmniejszego dowodu, że przyczyną zerwania z nią współpracy przez bydgoską fundację były powody polityczne. Są za to przesłanki, iż jest to spór prywatny pani Anny ze swoimi dawnymi znajomymi. Jak zatem jest możliwe, że taki przekaz poszedł w kraj i wielu Polaków dało się zwyczajnie wkręcić?

Sprawa jest dość poważna bowiem media, których zadaniem jest rzetelnie informować, poszły na łatwiznę i bez weryfikacji, za pewnik przyjęły przeczucie pani Anny, że to z powodów politycznych. Samo wykluczenie – na dodatek w kampanii wyborczej – z fundacji z powodu poparcia na Facebook-u jednego z kandydatów prezydenta, wydawało się na pierwszy rzut oka mocno naciąganą teorią spiskową, która jednak znalazła w emocjach kampanijnych podatny grunt.

 

Medialnie, niesprawdzony temat, podkręcała głównie Telewizja Publiczna oraz jawnie sympatyzujące z obozem władzy portale. Lokalne bydgoskie media raczej zachowały dystans, za co się im oberwało, iż ,,kupione przez ratusz” nie chcą dotykać niewygodnego tematu. Z tego też powodu pozwoliłem sobie już w ubiegłym tygodniu zabrać głos- Dlaczego lokalne media są powściągliwe w sprawie Dum Spiro Spero (komentarz)

 

Problem jest poważny,bowiem sytuacja ta pokazała, że można bez problemu zmanipulować opinię publiczną nie posiadając nawet cienia dowodów, wystarczy jedynie umieć czule dotknąć emocji politycznych. Pokrzywdzony może się czuć Rafał Trzaskowski i jego otoczenie, pokrzywdzona może się czuć fundacja Dum Spero Spiro i inne fundacje które dostały rykoszetem, ale najbardziej skrzywdzeni stali się tutaj czytelnicy, którzy z powodu amatorsko wykonanej roboty redakcyjnej byli karmieni teoriami, których do dzisiaj w żaden sposób nie udowodniono.