Jerzy Ossoliński w Rzymie. Poseł doskonały?

Jerzego Ossolińskiego należy zaliczyć do najwybitniejszych bydgoszczan XVII wieku, jako starosta bydgoski doprowadził do budowy zachodniej pierzei Starego Rynku, w tym kolegium jezuickiego, do dzisiaj wykorzystywanego jako siedziba ratusza. Ciekawy tekst o Jerzym Ossolińskim i jego dokonaniach na arenie europejskiej napisał Maciej Elantowski na łamach portalu historycznego histmag.org.

Przykłady polskich królów, Zygmunta I oraz Zygmunta III, dobitnie świadczą o tym, że znalezienie odpowiedniego kandydata, który mógłby podjąć się i przeprowadzić tę wymagającą i trudną misję dyplomatyczną do Rzymu nie były łatwe. Przed podobnym wyborem stanął w 1633 roku król Polski Władysław IV Waza. Dokonał go jednak i na swego posła wyznaczył Jerzego Ossolińskiego. Z pewnością stwierdzić można iż nie był to wybór pochopny, gdyż Pan na Ossolinie miał ogromne doświadczenie polityczne i dyplomatyczne. Pełnił już funkcję podstolego wielkiego koronnego oraz marszałka sejmu. Przede wszystkim zaś w 1621 roku był ambasadorem Polski w Anglii – pełniąc swoje obowiązki wykazywał się ogromnym talentem, który był powszechnie znany.

 

Przykłady polskich królów, Zygmunta I oraz Zygmunta III, dobitnie świadczą o tym, że znalezienie odpowiedniego kandydata, który mógłby podjąć się i przeprowadzić tę wymagającą i trudną misję dyplomatyczną do Rzymu nie były łatwe. Przed podobnym wyborem stanął w 1633 roku król Polski Władysław IV Waza. Dokonał go jednak i na swego posła wyznaczył Jerzego Ossolińskiego. Z pewnością stwierdzić można iż nie był to wybór pochopny, gdyż Pan na Ossolinie miał ogromne doświadczenie polityczne i dyplomatyczne. Pełnił już funkcję podstolego wielkiego koronnego oraz marszałka sejmu. Przede wszystkim zaś w 1621 roku był ambasadorem Polski w Anglii – pełniąc swoje obowiązki wykazywał się ogromnym talentem, który był powszechnie znany.

 

Przykłady polskich królów, Zygmunta I oraz Zygmunta III, dobitnie świadczą o tym, że znalezienie odpowiedniego kandydata, który mógłby podjąć się i przeprowadzić tę wymagającą i trudną misję dyplomatyczną do Rzymu nie były łatwe. Przed podobnym wyborem stanął w 1633 roku król Polski Władysław IV Waza. Dokonał go jednak i na swego posła wyznaczył Jerzego Ossolińskiego. Z pewnością stwierdzić można iż nie był to wybór pochopny, gdyż Pan na Ossolinie miał ogromne doświadczenie polityczne i dyplomatyczne. Pełnił już funkcję podstolego wielkiego koronnego oraz marszałka sejmu. Przede wszystkim zaś w 1621 roku był ambasadorem Polski w Anglii – pełniąc swoje obowiązki wykazywał się ogromnym talentem, który był powszechnie znany.

Dalej nadciągała najznakomitsza część orszaku: polscy i rzymscy arystokraci, synowie największych polskich rodów magnackich i dostojnicy dworu króla Władysława IV. W końcu, za dwoma mistrzami ceremonii i osobistym oddziałem zbrojnej piechoty, w eskorcie papieskiej gwardii szwajcarskiej, na koniu z rzędem rubinowym, w siodle sadzonym niezwykłą ilością drogocennych kamieni, jechał Ossoliński. Ubrany był w biały altembasowy dołman i delię ze złotymi kwiatami, mającą w sumie czterdzieści pętlic z diamentowymi guzami. Przy boku wisiała szabla w złotej pochwie wysadzanej rubinami. Na głowie miał zaponę z kitą, która także usiana była diamentami. Za nim podążali arcybiskupi, biskupi i prałaci przysłani przez Ojca Świętego.

 

Na końcu kawalkady jechała niezwykle zdobiona kareta poselska ciągniona przez trzy pary szlachetnych koni z królewskiej stajni. Ubiory wszystkich członków tego orszaku były niezwykle wystawne, piękne, kolorowe i bogate, a wspaniałość oprawy tego niesamowitego wjazdu poselstwa zapierała gapiom dech w piersiach. Koniom spod kopyt sypały się celowo źle zamocowane złote podkowy, a w rękach służby prowadzącej wierzchowce pękały osłabione ogniwa złotych łańcuchów – wszystko to sprawiło, że pamięć o tym wydarzeniu jeszcze długo była żywa, zwłaszcza wśród gapiów rzymskich, którzy na pewno przy tej okazji zadbali o namacalne tego dowody…

 

Uroczysty wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu zakończył się pod pałacem Trinita dei Monti, który od tego czasu stawał się oficjalną siedzibą poselstwa. Następnie złożono podziękowanie wszystkim dostojnikom, którzy mu towarzyszyli i odprowadzano ich do bramy pałacu, z zachowaniem kolejności i wszelkich honorów. Po ich odjeździe tego dnia ani w kolejnych poseł nie zapraszał do swej nowej siedziby już nikogo – zadość uczyniono jedynie staremu zwyczajowi i papieskich szwajcarów ugoszczono posiłkiem, winem i pieniędzmi. Czas pozostały do złożenia uroczystej przysięgi wykorzystywano na wszelkie do niej przygotowania.

 

Składanie obediencji

Po kilku dniach oczekiwania, 6 grudnia Roku Pańskiego 1633 nadeszła pora, aby w czasie zaszczytnego publicznego konsystorza, poseł królewski złożył w imieniu swego władcy obediencję Ojcu Świętemu Urbanowi VIII. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami i tradycją, Jerzy Ossoliński przybył w towarzystwie całego swojego orszaku do pałacu watykańskiego najprawdopodobniej w godzinach około południowych (uroczystości te wyznaczano zazwyczaj właśnie o tej porze, między dziewiątą rano a pierwszą popołudniu). Wstępnym aktem konsystorza, po wejściu Ojca Świętego w szatach liturgicznych obowiązujących przy tej okazji, było homagium kardynałów – każdy z nich miał obowiązek uczestniczyć w uroczystości. Po kolei podchodzili do papieża, przyklękali przed nim i całowali jego stopę, co było powtórzeniem już złożonej przez nich obediencji. Następnie dwaj kardynałowie diakoni stawali po obu stronach tronu papieskiego.

 

Przyjęcie obediencji przez papieża było uznaniem suwerennych praw monarchy i państwa. Ze względu na naczelne stanowiska papiestwa w świecie katolickim miało to znaczenie na forum międzynarodowym. Rezultaty poselstwa warte były tych kosztownych, a propagandowo udanych efektów, dzięki czemu Ossoliński mógł triumfalnie opuścić Rzym. Poselstwa obediencyjne należały do tzw. większych poselstw, posiadały więc większy autorytet zwłaszcza, że powierzano je osobom wybitnym, wykształconym i obeznanym ze światem, takim właśnie jak Jerzy Ossoliński.

 

Warto jeszcze wobec wszystkich przytoczonych wyżej faktów wspomnieć, że polscy posłowie z reguły cieszyli się w Stolicy Apostolskiej poważaniem, a ich mowy uważane były przez kurię rzymską za bardzo dobre. W dyplomacji liczyła się umiejętność dobrego reprezentowania danego kraju i politycznej propagandy, a poselstwa obediencyjne dawały wiele możliwości na tym polu. Uroczysty wjazd, wystąpienie na publicznym konsystorzu i mowa obediencyjna spełniały rolę reprezentacyjną. Poselstwa te górowały nad wszystkimi innymi z dwóch powodów. Odbywały się systematycznie do każdego nowego papieża i od każdego nowego monarchy, dodatkowo zaś mogły się zaprezentować wobec licznych w Rzymie posłów rezydencyjnych i obediencyjnych z różnych krajów. Można śmiało rzec, że Jerzy Ossoliński podniósł wysoko poprzeczkę dla innych poselstw, a jego słynny wjazd oraz mowa, przez wieki przechowywane w ludzkiej pamięci i na kartach historii, trwać w niej będą jeszcze bardzo długo.

 

Jest to tylko fragment obszernego tekstu Macieja Elantkowskiego. Całość można przeczytać: https://histmag.org/Jerzy-Ossolinski-w-Rzymie-Posel-doskonaly-16045?fbclid=IwAR2t6Xj_Ls8PVmwqqd9D5pguNqxM6nj9YcTIApAMre2x3FaxgYHNb8TIDG8