Protest przeciwko działaniom bydgoskiej policji został skierowany w środę na ręce komendanta. Ma to związek z sobotnią manifestacją zorganizowaną na Starym Rynku przez diasporę białoruską, przeciwko ostatnim działaniom reżimu Aleksandra Łukaszenki. Bydgoski protest próbowała rozwiązać policja, powołując się na trwającą epidemię.
– Okazało się, że więc rozpropagowany na całym świecie i wielu miejscach w Polsce i na świecie odbył się, to właśnie w Polsce i w Bydgoszczy został rozwiązany – mówił dzisiaj na konferencji prasowej przed Komendą Miejską Policji w Bydgoszczy, radny Robert Langowski, który był świadkiem sobotniej interwencji mundurowych – Jesteśmy przekonani, że Bydgoszcz, która od wielu wielu lat walczy o to, aby mieć miano miasta otwartego i tolerancyjnego, w którym nikt nie będzie dyskryminowany z jakiegokolwiek powodu Komendant Miejski Policji, albo jemu podległe osoby – o tym się jeszcze dowiemy – wydały rozkaz, aby rozwiązać to zgromadzenie. To jest nasze oburzenie i dezaprobata dla takich działań.
Zdaniem Langowskiego, który w bydgoskim samorządzie kieruje komisją bezpieczeństwa i porządku publicznego – Zabrakło w policjantach wyczucia chwili
Radny wyjaśnił, że policjanci pojawili się w momencie, gdy zgromadzenie dobiegało w końca, doprowadzając jednocześnie do eskalacji nastrojów – Tylko i wyłącznie policja, która przerwała to zgromadzenie sprawiła, że to spotkanie trwało dłużej niż powinno trwać – tłumaczył, co w jego opinii sprawiło, iż policjanci którzy oficjalnie chcieli ograniczyć ryzyko rozpowszechniania się COVID-19, w praktyce je zwiększyli.
Radny domaga się wyjaśnień kto wydał rozkaz, a także dlaczego policja nie rozpoznała faktycznych zagrożeń dla ładu publicznego, bowiem kilka minut później jeden z Białorusinów w centrum Bydgoszczy został zaatakowany gazem przez nacjonalistę popierającego reżim Łukaszenki i politykę Władymira Putina, który z grupą sympatyków paradował w mundurze. Wydarzyło się to przy budynku ratusza.