O jeden sondaż za daleko, czyli o tym jak bydgoska władza sama strzela sobie samobóje (komentarz)



Rafał Bruski mógłby przegrać wybory, gdyby pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży – to oczywiście parafraza klasyka, gdy Adam Michnik mówił o byłym prezydencie RP Bronisławie Komorowskim, który w 2015 roku był murowanym faworytem, zastanawiano się czy wystarczy mu jedna tura na wygranie wyborów, ostatecznie przegrał z Andrzejem Dudą. Rafał Bruski jest dzisiaj faworytem na kolejną kadencję bycia prezydentem Bydgoszczy, ale przykład Komorowskiego pokazuje, że nie tylko trzeba obawiać się opozycji, ale też własnych błędów, a może nawet zwłaszcza.

 

Pewnym symbolem dotyczącym bydgoskiej władzy jest sondaż zlecony przez ratusz w pracowni IBRIS, co prawda notowania Bruskiego w nim są wysokie, ale opozycja zastanawia się czy był on potrzebny. Ten sondaż znacznie zaognił konflikt ratusza z mediami, bowiem wykorzystano go do legitymowania mediów ratuszowych. O tym sondażu znowu głośno, teraz ma nawet sławę ogólnopolską za sprawą pytania o honorowe obywatelstwo Jana Pawła II, co prawda politycy PO i Lewicy od takich myśli odcinają się rękami i nogami, to jednak nikt nie uwierzy, że takiego zamiary przy zlecaniu tego pytania nikt nie rozważał. Dzisiaj, gdy 4 na 5 respondentów było zdecydowanie przeciwnych, nikt do tego się nie przyzna. Z tego też powodu uważam, że postać św. Jana Pawła II w Bydgoszczy nie jest zagrożona, ale przeciwnicy polityczni będą tym sondażem jeszcze przez jakiś czas partię Donalda Tuska ,,grilować”. Zasadne jest zatem pytanie – czy ten sondaż tej formacji przyniósł więcej szkód niż pożytku?

 

Gdy władza zaczyna wierzyć we własną propagandę

Wydawanie mediów propagandowych przez ratusz i krytyka tego postępowania nie sprawią, że ludzie będą chcieli zmienić prezydenta (zdaję sobie sprawę, że mieszkańcy więcej uwagi poświęcają innym kwestiom przy wyborach), tak samo zarzuty Portalu Kujawskiego o konflikt z prawem europejskim (uważam jednak, że naszym obowiązkiem jest mówić o takich rzeczach). Nie marginalizowałbym jednak całkowicie tej kwestii, bowiem od dłuższego czasu w wielu środowiskach narasta rozgoryczenie chociażby tym, że ratusz tnie wydatki na różne inicjatywy,a z drugiej strony ratusz stać na wydawanie mediów i mają miejsca sytuację, gdy ratusz na konferencji prasowej reprezentuje dwóch fotografów i dwie osoby nagrywające obraz – takie Bizancjum w żadnym prywatnym medium by nie przeszło. Koronnym przykładem tego jest Ster na Bydgoszcz, którego w tym roku pierwotnie miało nie być, ostatecznie odbędzie się w okrojonej wersji, choć jego organizacja w normalnej wersji to byłby koszt mniejszy niż właśnie media ratuszowe.

 

Koncepcja rezygnacji ze Steru pierwotnie była tłumaczona, że odpowiada za to Polski Ład, czyli rządowe reformy podatkowe. Osobiście zgodzę się, że finanse Bydgoszczy na tym straciły, ale narracja o złym rządzie rozbija się gdy ludzie widzą, że stać ratusz na wydawanie mediów, choć nie jest to jego zadanie ustawowe.

 

Większym problemem, który może już mieć wpływ na wybory jest to, że gdy władza zaczyna kształtować swój przekaz medialny, to niesie za sobą zawsze zmiany mentalne. Władza czuje się pewniejsza, nawet bardziej arogancka i to może już zagrożeniem. Na ostatniej sesji Rady Miasta zastępca prezydenta Mirosław Kozłowicz wygłosił nawet wywód, że mieszkańcy o Park&Ride powinni czytać głównie w ratuszowych mediach. Zakładając, że byłby to jedyny przekaz medialny, to co prawda bydgoszczanie nie czytaliby artykułów o tym, że parkingi stoją puste, ale i tak by to widzieli w codziennej drodze do pracy, albo w niedzielę przed kościołem widząc samochód na samochodzie przy murach kościelnych i pusty Park&Ride.

 

Temat Park&Ride jest tutaj na pewno ciekawym zagadnieniem socjologicznym, głównie w kontekście zachowania władzy i właściwie braku dialogu w tej sprawie ze społeczeństwem. Wladza próbuje narzucić – jak widać z miernym skutkiem – mieszkańcom pewne zachowania. Oczekiwanie, że ktoś kto przyjeżdża samochodem przeszło 20 km, przesiadł się potem na ostatnie 5 km do autobusu i jeszcze za to nie mało zapłacił, to mi trochę przypomina radę, że jak komuś nie starcza pieniędzy do kolejnego miesiąca to powinien zmienić pracę i wziąć kredyt.