Od ponad trzech tygodni na ulicy Bernardyńskie mają miejsce poważne utrudnienia, całkowicie zamknięta została wschodnia część mostu, dlatego ruch odbywa się po jednym pasie po zachodniej stronie. Kierowcy jadący od strony Ronda Bernardyńskiego przed wjazdem na most muszą przejechać przez tory tramwajowe. Zagadką jest jednak to, dlaczego część z nich grzęźnie na torach, co blokuje na jakiś czas ruch tramwajowy?
ZDMiKP trochę jakby ten problem lekceważyło wskazując, że przy skali przejeżdżających pojazdów są to nieliczne przypadki, gdy kierowca zamiast wjechać na zachodnią część mostu zbacza i jedzie drogą tramwajową, co po kilku momentach kończy się zawiśnięciem na torach, a wtedy bez pomocy drogowej ani rusz. O marginalnym problemie można by mówić, gdyby to były 1 lub 2 zdarzenia, w praktyce do incydentów dochodzi co kilka dni.
Z drugiej strony wszystko wygląda jak należy – kierowca jadący od strony Ronda Bernardyńskiego ma wyznaczoną ścieżkę przejazdu przez żółte linie (które w przepisach o ruchu drogowym oznaczają organizację tymczasową) po obu stronach. Wystarczy jechać między tymi liniami i wszystko powinno być ok. Coś jest jednak sprawia, że zdarzają się kierowcy – a to nie jeden, ani dwóch, czy nawet trzech – którzy zjeżdżają na tory.
ZDMiKP kilka dni temu, można odnieść wrażenie, że w reakcji mimo wszystko na zdarzające się incydenty, przy wjeździe na torowisko umieścił dodatkowy fragment masy bitumicznej, zatem zanim wjedziemy na tory odczujemy szarpnięcie, co może skłonić nas do refleksji przed utkwieniem na torach. Po kilku godzinach kolejny samochód zawisnął.
Wjazdu na tory zablokować nie można, bo po nich muszą jeździć przecież tramwaje, to też ogranicza możliwości dodawania kolejnych warstw nawierzchni. Za bardzo też nie ma pomysłu jaki znak drogowy postawić wcześniej, bo takich sytuacji specjalnie kodeks drogowych nie przewiduje.
Problem jest, ale logicznie trudno wskazać jego przyczynę. Dyskusję o incydentach kończących się na torach odbywają się w mediach społecznościowych i zazwyczaj przyciągają sporo komentarzy. Przyjrzeliśmy się im, być może internauci znaleźli rozwiązanie. Internauci zazwyczaj krytykują kierowców, którzy wjeżdżają na tory wpisami w stylu: ,,jak można torów nie zauważyć” lub ,,linie pokazują kierunek jazdy”. W dyskusji pada jedynie jedna propozycja, aby przerywaną żółtą linie zastąpić ciągłą, która byłaby jednoznacznie zakazem przekraczania jej, co mogłoby być dla kierowców bardziej wyraziste. Od jednego z instruktorów nauki jazdy słyszymy, że linia ciągła co do zasady zabraniałaby jej przekraczania też autobusom, w czasie nawrotki. W jego opinii być może lepiej będzie oznaczyć żółtymi pasami obszar wyłączony z ruchu.