Dowodem na istnienie konfliktu miało być niezaproszenie na konwencję wyborczą PO w Bydgoszczy wicemarszałka Edwarda Hartwicha oraz radnego Sejmiku Macieja Świątkowskiego. Obaj startują z listy bydgoskiej, aby reprezentować bydgoszczan z dość wysokich miejsc 2 i 3. Niezaproszenie ich na konwencje było zatem pewnym gestem politycznym. Olszewski publicznie nawet powiedział, że Hartwich nie reprezentuje interesu Bydgoszczy mówiąc w wprost, że mieszkańców tego miasta on nie reprezentuje.
Spekulacje na temat kształtu list wyborczych PO trwały od kilku tygodni. Część mediów podawała, że Hartwich będzie dopiero 5, a na czele znajdzie się prof. Zbigniew Pawłowicz, dyrektor Centrum Onkologii. Świątkowski miał znajdować się jeszcze niżej. My dotarliśmy już wówczas do decyzji władz w Toruniu, które opublikowaliśmy na naszych łamach . Wynikało tam, że liderem będzie właśnie Hartwich, druga przewodnicząca Sejmiku Dorota Jakuta, a trzeci Maciej Świątkowski. Ta publikacja wprowadziła w Bydgoszczy odbiorców w pewne zakłopotanie, bo w którą wersje mieli wierzyć czytelnicy. Ostatecznie okazało się, że byliśmy bliżej prawdy, gdyż jedyna zmiana jaka nastąpiła to Jakuta zamieniła się z Hartwichem miejscami.
Nie pierwszy raz taka sytuacja
Łatwo tutaj odnieść wrażenie, że struktury bydgoskie nie miały zbytnio wpływu na ustalenie miejsc na liście wyborczej z Bydgoszczy. Warto tutaj się cofnąć do wyborów do Senatu 3 lata temu. Wówczas bydgoskie PO rekomendowało Romana Jasiakiewicza jako bydgoskiego kandydata na Senatora z poparciem tej partii. Władze wojewódzkie w Toruniu uznały jednak, że kandydatem powinien być Andrzej Kobiak ingerując tak naprawdę w wewnętrzne sprawy bydgoskie.
Sytuacja ta jak widać się powtórzyła przy podziale miejsc do Sejmiku.