Do zdarzenia miało dojść na korytarzu, gdy Elżbieta Rusielewicz udawała się na kolegium prezydenta, wówczas podeszła do niej Renata W. - Zapytałam, o co chodzi. Odpowiedziała mocnym tonem, że została przez urząd skrzywdzona. Z sekundy na sekundę napięcie rośnie, ta pani była bardzo zdenerwowana i czułam, że nie panuje nad swoimi emocjami. Te nerwy oczywiście udzieliły się również mi oraz sekretarce. Przez wiele lat pracy w urzędach nigdy z taką sytuacją się nie spotkałam. Pani już krzyczała coś o wizycie u wojewody Ewy Mes i agresywnie podtykała mi pod nos jakiś dokument, rzekomo korzystny dla niej wyrok sądu. Poprosiłam ją grzecznie, by zostawiła te dokumenty w sekretariacie, a ja zapoznam się z nimi, jak tylko wrócę z kolegium prezydenckiego. W tym momencie napluła mi w twarz. Krzyczała: "Ty ścierwo". Szarpała za moją marynarkę, dosłownie rzuciła się na mnie, aż przyklękłam na podłogę – relacjonuje na łamach portalu internetowego Gazety Wyborczej zastępca prezydenta Elżbieta Rusielewicz.
Później poproszono ochroniarza oraz policję, która być może kobiecie postawi zarzuty. Sprawa dotyczy likwidacji Rodzinnego Domu Dziecka, który prowadziła Renata W. Urzędnicy mieli wobec tej placówki wiele wątpliwości, stąd też nie przedłużyli z kobietą umowy.