W niedziele odbyły się wybory uzupełniające do Senatu na Podkarpaciu. W mediach prowadzone są różnego rodzaju rozważania, co ten wynik oznacza dla poszczególnych sił politycznych. Przebić się nie może jednak informacja o tym, że na te wybory poszło tylko 16% uprawnionych, co jest wielką porażką całej klasy politycznej w Polsce.
W różnego rodzaju badaniach opinii społecznej zauważyć można, że politycy są negatywnie oceniani przez Polaków. Najlepszym sondażem zawsze są jednak wybory, te na Podkarpaciu nie przyciągnęły nawet co piątek osoby uprawnionej do głosowania. Można by powiedzieć, że poszli na nie osoby, które czują się współodpowiedzialne za Polskę, problem w tym, że jest ich tak mało.
Na prawie 376 tys. osób uprawnionych do głosowania na wybory poszło zaledwie 59,5 tys. Czyli 15,84% skorzystało ze swoich obywatelskich praw. Co z tego, że żyjemy w wolnym kraju jeżeli jego mieszkańcy nie chcą z tej wolności korzystać?
Wybory zwyciężył kandydat PiS Zdzisław Pupa, którego poparło 35,6 tys. głosujących. Tym wynikiem nie ma się jednak specjalnie co szczycić, gdyż jest to niecałe 10% głosów uprawnionych do głosowania. Zatem co dziesiąta osoba zdecydowała o tym kto będzie reprezentował region w parlamencie.
Drugi kandydat popierany przez PO i PSL Mariusz Kawa otrzymał poparcie 3,36% mieszkańców Podkarpacia, trzeci Kazimierz Ziobro z Solidarnej Polski 1,76%.
Działania polityków nie spotykają się zatem ze zbyt dużym poparciem społecznym. To nie jest zjawisko specyficzne dla Podkarpacia, lecz tendencja ogólnopolska. Polacy pokazali politykom żółtą kartkę, co jest paradoksem w tej grze – nie pierwszy raz. Politycy powinni się natomiast zastanowić dlaczego tak nisko są oceniani przez Polaków, to jednak już materiał na dłuższe refleksje.